Po początku spotkania, gdzie goście niedzielnej nadprogramowej potyczki w I lidze prowadzili już nawet 5 trafieniami, nikt nie spodziewał się emocji do samego końca meczu. Tymczasem ostatnie pięć minut pierwszej części meczu okazało się być zupełnym zaprzeczeniem łatwego zwycięstwa Stalowców. Co się stało? – Byłoby za pięknie, gdybyśmy utrzymali przewagę z pierwszych 25 minut spotkania. Trzeba było dodać trochę dramaturgii. Koszalin zagrał dobry mecz, to prawda, ale nie dogoniliby nas, gdybyśmy im piłek nie oddawali. Tak się niestety nie stało, a później było już ciężko odskoczyć i cały mecz był równiuteńki – skomentował gorzowski szkoleniowiec, Dariusz Molski.

 

Żółto-niebiescy w tym sezonie przez cały czas praktykują podobny scenariusz – najpierw całkiem nieźle wchodzą w mecz i odskakują na „dzień dobry”, a później coś się psuje. Co to jest? – Dobre pytanie. Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Wydaje mi się, że po prostu za dużo oddawaliśmy im piłek. Błędy podań, głupie przechwyty. No i kilka nieskutecznych rzutów. Trochę bramkarz pobronił. Ale na szczęście skończyło się jedną do przodu – skomentował rozgrywający gorzowskiej ekipy, Adrian Turkowski. Czy taka łaskawość gorzowskiego zespołu, oddającego piłkę do rąk rywala to coś, co można wypracować? – Czy można to nazwać łaskawością – chyba nie, bardziej niefrasobliwością. Te błędy, które robiliśmy… Na przykład podanie „Grzesia” – taki kwiatek. „Hiszpana”, Tomka gdzieś w bok, Turka też. Trzy razy nam zabrali piłkę z ręki – to już świadczy o tym, że coś jest nie tak. Za grzeczni byliśmy chyba dzisiaj. Natomiast fajnie, że przytrzymaliśmy cały mecz  i jednak, mimo tych swoich własnych przeciwności, dowieźliśmy zwycięstwo do końca. Powiem, że wygraliśmy zasłużenie, bo w tym nie było dużo szczęścia, ale dramaturgia była duża – powiedział tuż po meczu trener Molski.

 

Gorzowianie zmagali się zatem aż z dwójką, a chwilami z trójką rywali, bo z Gwardią, z samymi sobą i… gwizdkami. – Sędziowie? A to nie moja wina. Ja się nie znam, nie jestem od oceniania sędziów. Mecz jak mecz, grały dwa zespoły, dwóch sędziów, 60 minut i skończyło się jedną dla nas. Jedziemy do domu – uciął trener Stali. – Nie chcę oceniać sędziów, jednak wydaje mi się, że to nie były najlepsze zawody w ich wykonaniu – dodał „Turek”.

 

Z poprzedniego meczu można być jednak w pewnym stopniu zadowolonym, bo 3 punkty wróciły do Gorzowa razem z drużyną i początek drugiej rundy pod względem punktowym prezentuje się naprawdę nieźle. – Na pewno jesteśmy zadowoleni z tego, że wywieźliśmy 3 punkty. Na pewno chcemy poprawić grę w ataku, bo w obronie było dobrze, nie straciliśmy zbyt dużej ilości bramek, ale w ataku… To jeszcze nie jest to – skomentował Adrian Turkowski.

 

Teraz gorzowianie mają naprawdę bardzo mało czasu, by przygotować się pod kolejnego rywala, którym jest beniaminek z Ciechanowa. Czy Jurand może zagrozić Stalowcom na ich hali? – Na pewno może być to rywal groźny. Myślę, że przede wszystkim musimy się dobrze przygotować do tego meczu i nie lekceważyć przeciwnika. Musimy to wygrać! – zapowiedział Turkowski. – Tak, to trudny rywal. Przypomnij sobie, jak myśmy się tam strasznie z nimi męczyli. To, że oni nie mają za wielu punktów, to nie znaczy, że są ogórki. W ostatnim meczu, o którym pamiętam, przegrali dosyć wysoko z SMS-em, ale cały czas trzymali się równo do momentu, kiedy nie odpadł im jeden podstawowy zawodnik, praworozgrywający. Doznał jakiejś poważniejszej kontuzji i gra im się posypała. Nie możemy ich zlekceważyć, musimy się przygotować jak najlepiej potrafimy po to, żeby zgarnąć pełną pulę – opowiedział Dariusz Molski.

 

Dodatkowo nie pomaga fakt, iż żółto-niebiescy po raz kolejny zagrają mecz w piątek, choć nikt w Gorzowie za mocno nie protestował, gdy z Ciechanowa poproszono o rozegranie meczu w piątek. – Gubimy rytm. Jesteśmy grzeczni i koleżeńscy dla całej ligi, ale tak trzeba, trzeba sobie pomagać. Pamiętajmy, że w poprzedniej rundzie to my prosiliśmy Ciechanów, żeby zagrać u nich, bo był finał PGE Ekstraligi. Ich klub poszedł nam bez gadania na ugodę. Nie wiem, dlaczego mamy im nie oddawać. Co prawda gramy niedziela-piątek, drugi raz piątek u siebie, ale trudno. Zrobimy wszystko, by zapełnić halę. Myślę, że dwa mecze, 6 punktów, jest okej, dobry prognostyk na przyszłość. Zrobiliśmy pół godziny później mecz, żeby ci wszyscy, którzy pracują, mogli przyjść i mam nadzieję, obejrzeć super widowisko – stwierdził szkoleniowiec Stali. – Ja wiem, czy utrudnienie? Na pewno wytrąca nas to z rytmu, cały czas graliśmy dotąd w sobotę, mecz z Sierpcem w piątek, teraz graliśmy w niedzielę i znowu piątek. Mamy po prostu mniej treningów, żeby się przygotować – dodał Turkowski.

 

W szerszej perspektywie to jednak wcale nie tak źle, bo o dzień dłużej na regenerację i przygotowanie gorzowianie będą mieli przed meczem z liderem rozgrywek, Nielbą Wągrowiec. – Teoretycznie tak, więcej czasu na przygotowania przeciwko Nielbie. Natomiast potrzebujemy trochę jakiejś odnowy, a na nią nie mamy czasu, musimy się we własnym gronie jakoś szybciutko domowymi sposobami regenerować. Od piątku poświęcimy trochę czasu na regenerację sił i do meczu z Nielbą przystąpimy na świeżości – zakończył trener Molski.

Udostępnij