Jeszcze na długo przed spotkaniem trener gorzowskiego zespołu przestrzegał, by nie zachłysnąć się kilkoma bramkami przewagi, bo przeciwnik będzie walczył do samego końca. Tak też się stało, ale z tym nie zachłyśnięciem… – Gdy na tablicy wyników mieliśmy 17:12 mogłoby się wydawać, że niebezpieczeństwo jest już zażegnane, ale nic bardziej mylnego. Zdobyliśmy 24 bramki, oddaliśmy 24 nieskuteczne rzuty, oddaliśmy piłkę po 8 błędach. To są 32 akcje oddane rywalom. Do przerwy powinniśmy prowadzić ten mecz z 20:5 i byłoby dobrze. W szatni powiedziałem: 20:5, ja wchodzę na boisko i wygrywam ten mecz jeszcze. Ale niestety chłopaki nie słuchają się, jak powinni wykonywać rzuty. Po meczu przyznawanie racji to jest trochę musztarda po obiedzie. Męczyliśmy się, zagraliśmy jak męczennicy i tyle. Nie mieliśmy radości w tym graniu, od początku wyglądało to tak, jakbyśmy grali jak za karę. Cieszymy się ze zwycięstwa, ale styl jest fatalny, nie ma co tego ukrywać. O tyle, o ile ładnie gramy, o tyle wykończenia – jaki koń jest, każdy wdział – powiedział po spotkaniu Dariusz Molski.

 

Gorzowianie wygrali to spotkanie, choć styl pozostawiał wiele do życzenia, zwłaszcza jeśli chodzi o dyspozycję formacji ofensywnej. O ile defensywa nie ma za wiele do poprawienia, o tyle rzuty oddane w trybuny lub prosto w bramkarza, pozostawiały wiele do życzenia. Jaka recepta na tego typu błędy? – Trening, trening i jeszcze raz trening. Widocznie za mało mamy treningu – skwitował szkoleniowiec Stali.

 

Żółto-niebiescy punktowo początek ligi zagrali wyśmienicie, bowiem zdobyli 6/6 punktów do tabeli i nie mają się tu czego wstydzić. Styl tych spotkań nie wróży jednak najlepiej, a przecież za tydzień do Gorzowa przyjedzie samodzielny lider tabeli – hit kolejki z Nielbą Wągrowiec przy takim graniu? – Każdy mecz jest inny, nie można tego porównywać. Poza tym, graliśmy takie sytuacje, że dwa razy piątek, raz niedziela, przesuwanie, przekładanie, rytm się gubi. Broń Boże nie chciał bym nikogo tłumaczyć – ani siebie, ani chłopaków – bo to jest skandal – sam na sam nie strzelać! Można nie strzelić, jak jakiś obrońca chwyci rzut, można go nie ograć, ale sam na sam? Raz tak. Popełnić błąd. Ale to trzeba wyciągać wnioski. I tak mi powiedział jeden zawodnik po meczu: „Trener powiedział, że tam trzeba rzucić, rzuciłem i była bramka”. Ale co mi z tego, skoro wcześniej rzucił takich razy 10? I to nieskutecznych. O to mam pretensje i zaraz idę do szatni, będę kontynuował – zapowiedział tuż po meczu.

 

No i właśnie – Nielba Wągrowiec, obserwując gorzowskie poczynania w ostatnim czasie, przyjedzie do stolicy lubuskiego raczej w dobrych humorach. Jak trudne to będzie spotkanie? – Trudny rywal, jasne. Jednak w mojej opinii inaczej gra się z takim zespołem niż z Jurandem. Tutaj było cały czas szarpanie – my mieliśmy narzucić swój styl grania, ale niestety, to przeciwnik narzucił swój styl. Przy pierwszym czasie powiedziałem, że tak nie może być, ale my nie wyciągnęliśmy wniosków. Nie zagraliśmy szybciej. Mieliśmy grać szybciej, w bardziej urozmaicony sposób, tak, jak wyszli mali na ostatnie 10 minut pierwszej połowy. Dużo się wynik nie zmienił, ale coś się działo na boisku – było dużo ruchu, dużo sytuacji, natomiast później znowu od drugiej połowy statycznie, na chodzonego. Tak się nie da grać w piłkę ręczną dzisiaj – zakończył szkoleniowiec Stali.

Udostępnij