Podczas poprzedniego spotkania gorzowscy zawodnicy sami sobie utrudniali życie. Nietrafione rzuty do bramki i obijanie bramkarza wychodziło im naprawdę niesamowicie, ale przecież nie o to chodzi w piłce ręcznej. – Haha! Dzisiaj myślę, że więcej razy nie trafiliśmy w bramkę, niż trafiliśmy. Wydaje mi się, że jakbyśmy rzucili chociaż jedną trzecią tego, co przerzuciliśmy, to mielibyśmy bardziej okazałe zwycięstwo – skomentował Adrian Turkowski, rozgrywający gorzowskiej ekipy. W wyniku własnej gry i ambitnej postawy przeciwników, gorzowianie zostali wyciśnięci z sił jak cytryny z soków. – To spotkanie było naprawdę bardzo trudne. Harowaliśmy w obronie najlepiej, jak umiemy. Zdobywaliśmy te piłki, ale w ataku głupie błędy albo rzucaliśmy w bramkarza. W przerwie o tym rozmawialiśmy, że broni dół, żeby rzucać na górę i poszły cztery z rzędu rzuty w dól… bramkarz mistrzem świata i to przez nas – skwitował Paweł Pedryc, główny obrońca gorzowskiej ekipy.

 

Wynik 24:22 premiował gorzowską drużynę punktami do tabeli, jednak zdecydowanie nie oddawał przebiegu spotkania, w którym gorzowianie – gdyby nie nietrafione rzuty – mogliby spokojnie dominowąć. – Nie, mieliśmy bardzo dużo sytuacji, ale po prostu słupek, obok bramki, poprzeczka. Na pewno nie było to dobre spotkanie, ani w wykonaniu zespołu, ani tym bardziej w moim, bo tyle rzutów, co przestrzeliliśmy, to niepojęte... – powiedział „Turek”. – To spotkanie było męczące głównie przez to, że cały czas dawaliśmy tlen przeciwnikom. Były takie momenty, że już myśleliśmy, że odskoczymy, a robiło się 1-2 bramkami i cały czas na styku – dodał.

 

Styl gry nie zachwycał, jednak na szczęście początek sezonu gorzowscy zawodnicy mają prawo zaliczyć do – mniej lub bardziej udanych – sukcesów, bowiem 9 punktów po trzech spotkaniach to dobry prognostyk. Czy da się wygrywać mecze z tak słabą dyspozycją w ofensywie? – Na szczęście się da. Mecze tak naprawdę wygrywa się obroną, a w ataku zawsze się coś dorzuci. Postawiliśmy dobre warunki w obronie, całą szóstką biegaliśmy w tę i z powrotem, schodziło się na ławkę i oddechu nie można było złapać. Udało się, poszło parę łatwych kontr, zrobiła się przewaga, którą jakoś dowieźliśmy do końca – wyjaśnił Pedryc. Najwyższy gorzowski zawodnik ze śmiechem zgadza się, że Stalowcy w tym roku są niczym Stephen King w literaturze – mistrzami horrorów. – Tak, to prawda. Ale kibice chyba lubią horrory. Trzeba trzymać kibiców w niepewności, nie można wygrać już w czterdziestej minucie (śmiech). Wtedy mamy więcej emocji na trybunach i kibice mocniej nas zagrzewają do walki – powiedział.

 

Teraz przed gorzowską ekipą kolejny mecz, tym razem z kategorii bardzo trudnych. Do stolicy lubuskiego przyjedzie samodzielny lider tabeli, który w pierwszej rundzie ledwo co wywinął się z rąk Stalowców. Jakie nastawienie panuje przed tym spotkaniem wśród żółto-niebieskich? – Wydaje mi się, że z Nielbą to mecz jak każdy inny. Wygrali z nami jedną bramką u siebie, więc na pewno będziemy chcieli wziąć odwet i odegrać się u siebie. Myślę, że to będzie dobry mecz – opowiedział prawy rozgrywający gorzowskiej ekipy. Czy Nielba to trudny rywal? – Na pewno trudny, bo to lider tabeli, nie może być słabym zespołem. Wydaje mi się, że spotkanie może przynieść wiele emocji i dużo zaciętej walki – zakończył Turkowski.

 

 

 

 

Udostępnij