Spotkanie z wągrowiecką Nielbą nie tylko okazało się hitem kolejki, ale przyniosło kibicom wiele emocji, a niektórym zawodnikom możliwość rzucania pierwszy raz od naprawdę dawna. Mowa oczywiście o gorzowskich skrzydłowych, którzy w tym meczu okazali się ogromnym wsparciem dla reszty drużyny. – Bardzo się cieszę przede wszystkim z wygranej, bo ostatnie mecze nie graliśmy tak, jak potrafimy i nie bawiliśmy się grą, tak jak potrafimy. Wydaje mi się, że dostosowujemy się mocno do przeciwnika i jego stylu grania w sensie umiejętności. Jak przyjeżdża słabszy rywal, to żeby nie powiedzieć, że gramy piach, to: gramy dużo słabiej. Spotkanie z liderem, wiedzieliśmy na co stać Nielbę, bo graliśmy sporo meczy i przed sezonem, i w ogólnym rozrachunku przez te 3 lata. A że skrzydła dzisiaj porzucały – fajnie, cieszę się z tego, aczkolwiek – tak jak powiedziałem na konferencji – gra się, jak przeciwnik pozwala. Dzisiaj te piłki dochodziły czy z kontry, czy koledzy wypracowywali nam – mi i Olkowi – pozycje. Jest to fajnie, miłe uczucie dla mnie i dla Olka, ale najbardziej cieszy zwycięstwo i 3 punkty – skomentował główny zainteresowany, Mateusz Stupiński.

 

Żółto-niebiescy bez kompleksów weszli wyśmienicie w spotkanie i nie oddali już prowadzenia do samego końca, choć nie obyło się bez drobnych błędów i drugiej połowy na styku. – Lubimy dobrze wejść w mecz, chociaż w poprzednich meczach graliśmy odwrotnie. Z Nielbą było naprawdę fajnie na początku i szkoda, że żeśmy to szybko roztrwonili. Przewaga i po przerwie… jak zwykle. Gdy mamy przewagę, to nagle zaczynamy tracić głowę. Najważniejsze, że pokazaliśmy charakter. Nie obyło się bez błędów i nie obyło się bez naszych sytuacji, które nie powinny być miejsce. Ale to jest sport. Wszystkiego nie można przewidzieć i tak rozpisać, żeby wszystko wyszło. 30:26 – najważniejsze, że mamy kolejne 3 punkty, najważniejsze, że z Nielbą jesteśmy na plusie i tyle. Co to nam da – zobaczymy – wyjaśnił trener Molski.

 

Gorzowianie grali inaczej niż założyli sobie na początku takiego, a nie innego grania, bowiem do meczu przygotowywali się w różnorodny sposób i trener Stalowców mógł wybierać w różnych wariantach gry. Chyba trafił. – Nie wyszło tak, jak zakładaliśmy. Chcieliśmy grać trochę inaczej, nawet na odprawie powiedziałem, że gramy inaczej, ale w trakcie rozgrzewki to zmieniłem. Cały tydzień się przygotowywaliśmy mieliśmy różne warianty przygotowań, wybrałem ten drugi i ponieważ wywnioskowaliśmy, że nam idzie, dlatego nic nie zmienialiśmy – skomentował.

 

Dużo problemów robili na boisku nie tylko gorzowscy skrzydłowi, ale także Paweł Smoliński. Popularny „Smoła” rzucił Stalowcom aż 10 bramek i był podporą wyniku Nielby. – Nielba to jest dobry zespół, oni grając mocno, jeśli my będziemy popełniać błędy, to będą to wykorzystywać. Nic innego, jak tylko nas pogubili i dlatego „Smoła” do tych sytuacji rzutowych dochodził. A że jest im wygodnie grać w tę stronę, nawet z Gregorem, to po prostu wychodzi. Co prawda Smoliński rzucał z zera trzy razy i tu można się doszukiwać czegokolwiek, ale jest skuteczny i tyle – skwitował Dariusz Molski.

 

O tym meczu można powiedzieć jedno – był wisienką na torcie ligowych rozgrywek. Miły dla oka, emocjonujący, no i wygrany – takich Stalowców dobrze się ogląda. – No nie, zawsze lider przyjeżdżał nie będzie, a szkoda, bo myślę, że dzisiejsze widowisko było przednie i kibice na pewno będą zadowoleni, bo my sami jesteśmy naprawdę zadowoleni i szczęśliwi, że wygraliśmy ten mecz. A dwa, to spotkanie naprawdę mogło się podobać dla oka, dla kibica, dla laika czy dla bardziej zaawansowanych kibiców. I teraz co? Trudny wyjazd i kolejny, jak podejrzewam, mecz kolejki w Olsztynie. To będzie jeszcze cięższy gatunkowo mecz od tego z Nielbą, ponieważ daleki – chyba najdalszy – wyjazd nas czeka. Ale cóż. Dzisiaj się cieszymy, a od poniedziałku do pracy – mówił tuż po meczu Stupiński. A kibice dopisali na trybunach – chyba mogli być zadowoleni. – Mamy takiego jednego gościa, który przychodzi co mecz na trybuny i po prostu na nas lży. To nie jest nasz sympatyk i chciałoby się wiedzieć, po co właściwie tu przychodzi, bo psuje całą atmosferę on sam jeden. Nie kibicuje przeciwnikom, a jest przeciwko nam. Ale tacy się czasami zdarzają, trzeba być na to odpornym i grać dalej. My gramy dla znakomitej większości naszych kibiców, którzy – po tym meczu możemy spokojnie powiedzieć – są najlepszymi kibicami. Takiej publiki nie ma nikt. Czy nam idzie, czy nie idzie, są cały czas z nami. To dla nas ważne – zaznaczył Dariusz Molski.

 

Teraz przed gorzowianami najdłuższa „wycieczka” w lidze. Żółto-niebiescy zagrają w Olsztynie, naprzeciwko wstającej z punktowych kolan Warmii, która głodna jest sukcesów po mocno średnio udanej pierwszej rundzie. Jakie plany na ten mecz? – Długi wyjazd, Warmia jest na fali, dobrze się przygotowuje i będzie to ciężko. 450 kilometrów i od razu grać? Takie mamy warunki, trzeba się dostosować… Tą podróż najlżej znieść i powalczyć – powiedział Dariusz Molski. – Punktów im brakuje i będą ich szukali z każdym, a to są punkty na plus jeżeli nas ograją. Spójrzmy na miejsce w tabeli. Między nami jest przestrzeń, różnica punktowa, więc teoretycznie można nie liczyć na te punkty, ale gdzie ich szukać, jak nie z nami? Takie punkty z górą tabeli liczą się zawsze razy 2 – dodał.

 

Optymistycznie nastawiony do tego i kolejnych spotkań jest jednak Mateusz Stupiński, który mówi jasno – nie chcemy już nic przegrać w tym roku: – Jak wracaliśmy z ostatniego meczu z I rundy, przegranego jedną bramką, ktoś w żartach powiedział, że będziemy „Rycerzami Wiosny”. No to: Wiosno trwaj jak najdłużej albo zaczynaj się jak najszybciej, a my po prostu nie chcemy zaznać goryczy porażki i oby tak do końca kwietnia – zakończył „Stupa”.

Udostępnij