8 bramek różnicy i wywiezienie 3 ligowych punktów z Uranii to nigdy nie jest rzecz zwykła. Gorzowianom ta sztuka udała się po raz pierwszy w takim wymiarze i żółto-niebiescy mają prawo być z siebie zadowoleni. Gra w Olsztynie wyglądała bardzo dobrze przede wszystkim w ataku, który goście pojedynku mieli naprawdę wysokiej skuteczności. Chyba pozostaje tylko chwalić za to spotkanie. – Chyba tak! Cały mecz prowadziliśmy, ale w pewnym momencie nas doszli na 2 bramki i zrobiło się dosyć ciepło. Zanotowaliśmy taki mały przestój, 3 akcje w ataku i obronie. Graliśmy wtedy piach totalny. Ale na szczęście wtedy Krzysiu zamurował bramkę i bronił jak wariat. Pierwszy murarz w drużynie! Takiego murowania dawno nie widziałem, jak w tym meczu. Wybił im całkowicie zdobywanie bramek z głowy i odjechaliśmy na wysoką przewagę. Później wszyscy nasi „Girardelli” grali, później wyszły dwie ładne sztuczki – przy każdy swego i się nie zorientowali, i później, jak było nas na boisku jednego mniej i też wyszła. Graliśmy tym razem przede wszystkim bardzo widowiskową piłkę, mieliśmy drugiego obrotowego dzisiaj, bo „Pieczy” spadł za 3 kary. Nareszcie zaczęliśmy strzelać. I to jest ważne – skomentował trener gorzowskiej ekipy, Dariusz Molski.

 

Jak na „nową funkcję” w drużynie reaguje „pierwszy murarz”? – Udało się tym razem bardzo dobrze wbić w mecz. Na początku jak tylko wszedłem to z 4 piłki rzucili prosto we mnie. Zawodnicy z Olsztyna tym bardzo mnie rozgrzali, zmotywowali, żeby pokazać im, że to nie był przypadek, że kolejne piłki też mogę obronić. Jakoś to szło. Wklejali się moje tempo, wiedziałem, że będą rzucać bardziej w dół, bardziej między nogi tak, jak próbowali tego z Czarkiem w pierwszej połowie. Opłaciło się wyciągnąć z Czarkiem wnioski po pierwszej połowie, rozmawialiśmy, jak bronić i rozpracowaliśmy ich w drugiej połowie – podkreślił Krzysztof Nowicki.

 

Ważnym momentem w meczu były trzy nietrafione akcje w drugiej połowie, gdy gospodarze złapali trochę tlenu i zbliżyli się do Stalowców na 2 bramki. Na szczęście wtedy dobrą zmianę zaliczył Dariusz Śramkiewicz i dołożył sporą cegiełkę w ataku gości. – Oczywiście, że tak. Każdy dołożył swoją cegiełkę do meczu. Szkoda trochę, że nie wstawiłem Żelka. Zapomniałem o nim w ferworze walki, należało mu się granie, bo przede wszystkim dobrze trenuje i miałby duży swój udział w grze. Bardzo mocno chłopaków dopingował. Biorę to na swoje barki, mój błąd, „very sorry, Żelek” – skomentował Dariusz Molski.

 

Piłka ręczna to sport drużynowy i w tym meczu gorzowianie pokazali, że współpraca na boisku znaczy dużo więcej niż indywidualności. Przez to wszyscy mogli cieszyć się ze zwycięstwa. – To na pewno bardzo przyjemne uczucie, bo zawsze z Olsztynem się męczymy. Czy to liga, czy pamiętny Puchar Polski – zawsze jedną-dwoma bramkami i u nas, i u nich, bez znaczenia, czy to my byliśmy w gorzej formie, czy oni. Zawsze mecze na styku, mieliśmy mnóstwo problemów z ich kołem. A tym razem nie wydaje mi się, żeby nam napsuli dużo krwi. Myślę, że byliśmy naprawdę bardzo dobrze przygotowani, choć i tak wydaje mi się, że graliśmy średnio w obronie jak na nas – wyjaśnił Nowicki. W międzyczasie rozmowy z bramkarzem Stali swoje trzy grosze o meczu dorzucił też drugi z goalkeeperów Stali: – Krzysztof Nowicki i wszystko jasne! – krzyczał po meczu Cezary Marciniak.

 

Gorzowianie mieli chwilowy przestój w meczu w drugiej połowie, ale jak to oni potrafią najlepiej, szybko zebrali się z powrotem do boju i ponownie odskoczyli Warmii. – My nigdy nie wątpimy, zawsze wierzymy w zwycięstwo i pokazywaliśmy to już wiele razy. Jesteśmy przygotowani na zwroty akcji, takie mecze i nigdy nie zwątpimy. Nawet jak będziemy dostawać „dychą”, to nigdy nie poddamy się – wyjaśnił Nowicki.

 

Teraz żółto-niebiescy powoli przygotowują się już na kolejnego rywala, który w Gorzowie pojawi się w najbliższą sobotę. W głowach mają już ponownie wynik z GKS-em z zeszłego roku, gdzie przegrali przed własną publiką i nie zamierzają dopuścić do tego ponownie. – W autobusie był czas na to, żeby się nacieszyć, a od poniedziałku akcja „Żukowo” i tyle – zakończył trener Molski.

Udostępnij