www.stalgorzow.pl: Trenerze, na początek o sytuacji zdrowotnej.

Dariusz Molski: – Mam nadzieję, że Adrian (Chełmiński) dojdzie już do siebie. Bronuś (Wiktor Bronowski) też – najpierw po uderzeniu, a później w toku meczu – doznał bardzo nieprzyjemnej kontuzji pachwiny, ale myślę, że zagryzie zęby i będzie. A poza tym myślę, że mamy tylko takie codzienne trzeszczenie.

 

Jaka atmosfera panuje w drużynie po ostatnim bardzo udanym meczu?

– Grobowa bym powiedział… (śmiech) Oczywiście żartuję! Nie może być inaczej jak radość i wiara w swoje umiejętności. Ja jestem teraz tutaj tylko od tego, żeby to przyhamować i żeby ta radość nie przerosła tego, co nas czeka, bo tak jak powiedział Adrian na konferencji, używając bardzo fachowego słownictwa, czyli „biegają do przodu i do tyłu”, cokolwiek to znaczy! (śmiech) Ale my się w tym poruszamy i doskonale wiemy, że bardzo dobrze biegają – czyli szybko biegają do kontrataku i bardzo sprawnie rozgrywają atak pozycyjny, ale także natychmiastowo po stracie piłki czy po zdobyciu bramki, wracają i to jest to bieganie do tyłu. Jest to bardzo trudny zespół, z takimi zespołami gra się naprawdę trudno i trzeba być bardzo skoncentrowanym i uważnym, by przysłowiowego babola nie strzelić samemu sobie, a my jesteśmy w tym raczej mistrzami… albo potrafimy nimi być. I z piekła do nieba, i odwrotnie, także ta huśtawka jest w naszym wykonaniu dosyć często. Chociaż w ostatnich dwóch meczach nie za często to nam się zdarzało. Więcej było konsekwencji, rozwagi, mądrości, no i zabawy.

 

Jakie, a może kto jest atutem gości tego spotkania?

– Ryba, czyli Grzesiu Dorsz, mój zawodnik jeszcze z Elbląga. Ale zdaje się jest kontuzjowany troszeczkę. To jest chłopak, który mało meczów ma rozegranych, a już ponad 120 rzuconych bramek. 13-14 bramek w meczu. Chłopak dobrze gra na „jedynce” czyli wysuniętego w obronie na szczycie. I robi tam dużo wichury.

 

O specyfice GKS-u Żukowo co można powiedzieć?

– To jest bardzo waleczny zespół. Tak jak już „Hiszpan” mówił, to jest taki misz-masz. Paru chłopaków starszych, młodzi gniewni. Trzeba też pamiętać, że to jest taka „filia” Wybrzeża Gdańsk na dobrą sprawę. Ci ludzie się mocno wymieniają. Można zobaczyć to chociaż po chłopaku z tych rejonów, który przecież gra u nich i w Juniorach w Wybrzeżu. Ma dużo obowiązków, wymieniają się one i przenikają, a to daje uniwersalizm. Kto tylko się wybije w GKS-ie, to zaraz idzie do Wybrzeża, po czym wraca, pomaga i płynność tego składu powoduje, że oni cały czas są głodni sukcesu i walczą o swoje. I dlatego są groźni, bo cały czas mają coś do udowodnienia sobie, trenerom, trenerom innych zespołów. Ponadto są bardzo ambitni, tak jak Ryba, to jest doświadczony zawodnik, ale z dużą charyzmą i naprawdę bardzo dużą ambicją i dużym sercem do grania. Stąd też jego skuteczność, jego gra udziela się tamtym zawodnikom. On jest takim liderem, pozytywnym liderem tego zespołu, on ich napędza i daje sygnał do walki.

 

Czy oni tutaj mogą być naprawdę groźni?

– Zdecydowanie! Przecież oni nas skarcili i to tak mocno skarcili. Przegraliśmy wtedy pięcioma, byliśmy bez słowa racji na dobrą sprawę. Nie mogliśmy znaleźć na nich w ogóle recepty. Wygrali zdecydowanie, wygrali zasłużenie i za tamten mecz czapka z głów, a dla nas duży minus.

 

Po tak dobrym początku sezonu łatwo jest utrzymać koncentrację na mecz z GKS-em?

– Wszystko zależy od celów i od nastawienia. Jeśli zakładamy, że celem jest tylko i wyłącznie zwycięstwo, to i nastawienie od początku tygodnia jest inne. Co prawda tym razem początek tygodnia był „niewyraźny”, poniedziałek był naprawdę luźny, ale od wtorku już znacząco się to poprawiło i ta koncentracja na treningach była już inna.

 

Szybka recepta na Żukowo?

– Musimy grać swoje i nie możemy się na nic oglądać. Nie możemy mieć żadnej chwili słabości, żadnego przestoju, bo oni to wykorzystają. Tamten mecz też się nie układał od początku tak, że nie wiadomo jak prowadzili z nami. Przecieraliśmy się i gdybyśmy wtedy mocniej depnęli – gdybyśmy mieli czym mocniej depnąć – gdybyśmy mieli pomysł, receptę na to, to byśmy wtedy wygrali. Dlatego tutaj ten mecz to dla nas na głowie ambicji.

 

A trzyma jeszcze trochę sukces z Olsztyna?

– Myślę, że nie. To nie jest tak na dobrą sprawę żaden sukces. Sukces byłby wtedy, gdybyśmy no nie wiem, weszli do Ekstraklasy i zdobyli medal. Na razie uczymy się, gramy i budujemy samych siebie. Budujemy zespół, atmosferę. Wiadomo, że jak jest dużo zwycięstw, to łatwiej się gra i łatwiej o atmosferę. Więcej porażek to o atmosferę trudniej i motywacja ucieka. Idziemy do przodu.

 

Jaki cel stawiacie sobie na to spotkanie?

– Wygrana oczywiście! Cel jest zawsze jeden: tylko zwycięstwo i 3 punkty, natomiast ja bym przestrzegał nas samych przede wszystkim, przed takim podejściem: „Jesteśmy najlepsi”. Nie. My  nie jesteśmy najlepsi. Gdybyśmy byli najlepsi, to byśmy byli na czele tabeli, a tych punktów jednak nam trochę brakuje. I żeby tak się stało, to musimy z każdym rywalem zawalczyć, a specyfika tego rywala jest inna i dla nas bardzo nie przyjemna. Musimy być bardzo mocno skoncentrowani i dobrze przygotowani do tego meczu. Co postaramy się zrobić.

Udostępnij