Wygrywać na dwie minuty przed końcem spotkania 3 bramkami i nie dowieźć zwycięstwa, to nie łatwe, ale także nie trudne zadanie, biorąc pod uwagę ambicję przeciwnika i ich umiejętności. Spotkanie na szczycie I ligi było naprawdę promocją piłki ręcznej i pokazem dwóch równorzędnych zespołów, które starły się nie tylko na poziomie fizycznym, ale też wolicjonalnym i ambicjonalnym. Stąd też wziął się wynik 24:24 po 60 minutach spotkania. A karne? To już loteria. – Tak bywa. Rzuty karne to jest już loteria, natomiast tę końcówkę rozegraliśmy dosyć bojaźliwie, stało się tak, jak się stało. Pogubiliśmy się troszeczkę i nas doszli. Popełniliśmy błąd. Zamiast zagrać ofensywnie, to się przestraszyliśmy, cofnęliśmy się trochę po podniesieniu czasu, sędziowie to zauważyli, piłkę nam zabrali, a ja nie zdążyłem nawet zareagować. Stąd też brak czasu w końcówce – skomentował szkoleniowiec Stalowców. Przebieg tego spotkania był naprawdę na wysokim poziomie sportowym. – Na pewno sędziowie dużo pozwalali nam grać, bardzo twarda obrona przeciwnika, ciężko było się przebić, trochę naszych błędów, wydaje mi się, że końcówkę chcieliśmy zagrać trochę za szybko. Może trochę bojaźliwie, bez jaj. Ciężko powiedzieć, co się wydarzyło na gorąco. Dogonili nas. Mieliśmy 4 bramki do przodu, zamiast ich dobić, rzucając jeszcze jedną bądź dwie, a pozwoliliśmy się dogonić, wynik jest jaki jest – uważa Adrian Turkowski.

 

Gorzowianie podeszli do rzutów karnych z chęcią zwycięstwa i dwójką świetnych bramkarzy, jednak to nie wystarczyło, by rozstrzygnąć ten element meczu na swoją korzyść. – Karne to zawsze jest loteria. Zła decyzja rzucającego, bramkarz pójdzie w dobrą stronę, jest dużo niewiadomych. Możliwe, wiadomo, na pewno oglądali jakieś wideo, żeby wiedzieć jak gramy, jak rzucamy – wyjaśnił Turkowski.

 

W trakcie spotkania było kilka sytuacji, w który gorzowscy zawodnicy i trener kręcili głowami, nie zgadzając się z karami choćby dla Turkowskiego. Skąd ta rozbieżność w opiniach? – Wydaje mi się, że nie miałem na tyle kontaktu z przeciwnikiem, żeby dostać te kary. Czasami tak jest, ma się inną wizję decyzji sędziego niż sam sędzia, nie umiem tego inaczej określić – powiedział Turkowski.

 

Szkoda też sytuacji z ostatnich trzech sekund, w których niebieski kartonik zobaczył Wiktor Bronowski, co oznacza wykluczenie na kolejny mecz.  – Niebieska kartka… to już jest ryzyko. Przepis mówi, że każdy faul z zatrzymaniem zawodnika w ostatniej akcji czy tam ostatniej minucie, to jest rzut karny i niebieska kartka i stąd to się wzięło. Nie mam do Wiktora pretensji, walczył po prostu. W każdym innym momencie byłby to rzut wolny, ale w tym akurat tak to sędziowie zinterpretowali i musieliśmy się z tym zgodzić – powiedział Dariusz Molski. – Ostatnich 6 akcji zagraliśmy źle, wszystko oddaliśmy. Zamiast trzymać ten wynik – 2 minuty do końca niecałe, a 3 bramki przewagi – oddaliśmy go. Szkoda, no bo to był naprawdę bardzo fajny mecz z jednej i drugiej strony. To były zawody na szczycie I ligi – podsumował.

 

Gorzowianom pozostaje pogodzić się z jednym punktem i trenować kolejny tydzień z przerwą w meczach. Za dwa tygodnie zagrają zaś z Samborem Tczew. – Na pewno jest niedosyt, szczególnie, że prowadziliśmy i nagle zrobił się remis. Powinniśmy to spokojnie dowieźć – skwitował Turkowski.

Udostępnij