Przebieg meczu w Kościerzynie nie należał do łatwych. Obie drużyny konsekwentnie wyprowadzały ciosy i, choć gorzowianie prowadzili prawie całą pierwszą połowę, to przeciwnik cały czas był tuż za plecami i na połowę zszedł tylko z jedną bramką straty. W drugiej połowie wymiana ciosów była jeszcze trudniejsza i po 60 minutach spotkania nie udało się rozstrzygnąć kto tego wieczoru był drużyną lepszą. – Ciężko ocenić to spotkanie tak naprawdę, ponieważ graliśmy – można powiedzieć – i dobre spotkanie, i złe spotkanie. Dlaczego? Z punkty widzenia całego meczu było okej, prowadziliśmy przez większość spotkania. Niestety, gra się do końca i końcówka pokazała, że czegoś zabrakło do wywiezienia 3 punktów. Może to nie były nerwy, ale bardziej odwaga, by zagrać bardziej indywidualnie i wykorzystać to, że wyszli do nas wyżej. Niestety, taki jest sport, tak się czasem zdarza – skomentował tuż po spotkaniu Wiktor Bronowski, rozgrywający gorzowskiej ekipy. Zły po tym spotkaniu był zaś Cezary Marciniak, który wraz z Krzysztofem Nowickim mocno wspomagali swoją ekipę. – Czy ja jestem wściekły? Nie wiem. To chyba jest bardziej rozgoryczenie niż wściekłość, a dlaczego? Przegraliśmy wygrany mecz. Każdego sportowca to boli, szczególnie, ze mieliśmy już Kościerzynę na widelcu. Tak a nie inaczej potoczył się ten mecz i nie wywozimy 3 punktów. Jeden zawsze coś, ale liczyliśmy na więcej. Jeśli z góry wyglądało to tak, że spełnialiśmy swoje zadania, to robiliśmy to, na czym nasza praca polega. Staraliśmy się i my z Krzysiem, i Sebastian pomóc swojej drużynie najbardziej jak się da i tyle – wyjaśnił, podkreślając przy okazji rolę bramkarza gospodarzy, który również wyciągał wiele piłek „nie do obrony”.

 

W ostatnich sekundach meczu gorzowski rozgrywający został obdarzony przez sędziów niebieską kartką za, wydawać by się mogło niezbyt mocne wyjście do zawodnika z Kościerzyny – akcję przerwał i za to sędziowie pokazali niebieski kartonik i podyktowali rzut karny dla Sokoła. Jak skomentował tę sytuację? – Ciężko ocenić na gorąco tę niebieską kartkę, ale według mnie wyszedłem po prostu przerwać akcję, by nie dać przeciwnikom możliwości rzutu na bramkę. Nie spodziewałem się, że będzie z tego niebieska kartka. Czerwoną jeszcze rozumiem, ale że był podyktowany rzut karny i niebieska kartka to troszeczkę bym polemizował – wyjaśnił. Regulamin rozgrywek mówi jednak o tym, że przerwanie akcji w ostatnich 30 sekundach meczu przy jednoczesnej dyskwalifikacji zawodnika (czerwona kartka lub czerwona z niebieską) oznacza konieczność podyktowania rzutu karnego.

 

Ten odbył się już po czasie 60 minut i Brukwicki trafił, jednocześnie rozpoczynając tym samym serię kolejnych rzutów karnych, bowiem od dwóch lat w I lidze mecz nie może zakończyć się tylko remisem. Tam też gorzowianie nie zdołali zgarnąć dwóch punktów i musieli pogodzić się tylko z jednym. – Oczywiście, w tygodniu trenowaliśmy rzuty karne, jak przed każdym meczem, ale niestety – gospodarze okazali się od nas lepsi – wyjaśnił Bronowski. Jak ten element trudnego spotkania w Kościerzynie widział jeden z bohaterów odbijanych karnych? – Ciężko mi się wypowiedzieć na temat karnych. To jest loteria, tak jak mówisz, trafisz – nie trafisz. W takiej sytuacji bramkarz jest na wygranej pozycji, moim zdaniem, bo on tylko może, a rzucający musi. Tak, to przewaga psychologiczna. To jest taka zależność, również według mojej prywatnej opinii. My wygrywaliśmy ten mecz w końcówce i oni nas doszli, więc jednak to oni byli na fali, my mieliśmy skrzydła podcięte podczas serii rzutów karnych. Gdyby ta sytuacja była odwrotna. Gdybyśmy to my ich doszli na remis i rzucali karne, to wyglądałoby to inaczej – skomentował Marciniak.

 

Gorzowianie do domów wrócili z niedosytem, bowiem są świadomi, że mecz ten był do wygrania. – Mogło być o wiele lepiej. Myślę, że ludzie, którzy oglądali ten mecz, nasi kibice w relacji, też to widzieli. Czujemy to po sobie, że mogło być lepiej. Jesteśmy zadowoleni z tego jednego punktu, ale każdy z nas, jako ambitny facet, czuje niedosyt. Mogliśmy wywieźć 3 punkty z naprawdę bardzo ciężkiego terenu i te 3 punkty ustawiłyby nas w samym czubie tabeli, ale niestety, nie udało się. Nie wszystko się wygrywa. A ja i tak jestem dumny z całego zespołu, z chłopaków, że jechaliśmy 6 meczów bez porażki, to był siódmy, o mało co,a też byłby nasz. Każda passa kiedyś się kończy – podkreślił Cezary Marciniak. – Na wyjazdach, wiadomo, jest troszeczkę trudniej, podróż, nie ma naszych kibiców, ale każda drużyna ma to samo, co my i trzeba takie mecze także wygrywać – dodał Bronowski.

 

 

 

Udostępnij