Mecz w Tczewie zakończył się wynikiem 27:39. Przebieg spotkania praktycznie od samego początku wskazywał, że gospodarze nie są w stanie postawić się gorzowianom znacząco, a goście wynik rozstrzygnęli tak naprawdę już na początku drugiej połowy. – Myślę, że to był mecz bez emocji, można powiedzieć, tak to wyglądało. Mimo to, podeszliśmy do niego tak, że to ostatni wyjazd i trzeba dobrze zakończyć tą serię wyjazdów. Fajnie, że mamy kolejne punkty, dobra cała runda w naszym wykonaniu, bo straciliśmy tylko dwa punkty jak do tej pory. Spokojny mecz, cały czas prowadzenie – może poza chwilowym, nerwowym początkiem, wejściem w mecz – skomentował Dawid Pietrzkiewicz, kołowy Stali i zdobywca 8 bramek. – Nie powiedziałbym „lekko, łatwo i przyjemnie”, ale z naszej strony zwłaszcza w ataku te 39 było fajne. Ja się bałem jednego. Ten tydzień był trochę za mocno lajtowy, tej koncentracji nie było i tego się bałem, przestrzegałem ich przed meczem i w przerwie tak samo. A nawet na końcu, jak Parasol dostał jeszcze w dynię, to tym bardziej mówię „Chłopaki skoncentrujcie się, bo to taki rozluźnienie powoduje, że zaraz znowu możemy kogoś stracić”. I to się jakoś udało zrobić, dowieźć, fajne akcje graliśmy. Przeciwnik stawiał się na tyle, na ile mógł. Jestem zadowolony, nie będę karcił chłopaków za to, że straciliśmy tyle bramek, bo to po prostu była taka specyfika meczu. Mocno do tyłu, mocno do przodu, nie zawsze mocne skoncentrowanie z tyłu, a takim przeciwnikiem zawsze gra nam się gorzej – nie do końca ułożony, a ma żądła. I zamiast cały czas być w pełnej koncentracji, to wkradało się lekkie rozluźnienie i stąd wynik. Ale myślę, że mecz fajny, najważniejsze, że wygrany – ocenił trener Stalowców, Dariusz Molski.

 

Atmosfera tego meczu pozostawiała jednak sporo do życzenia, a w przerwie do komentujących spotkanie Wiktora Bronowskiego i redaktorki Stali podszedł Cezary Marciniak, skarżąc się, że przysypiał na bramce… – No właśnie, zbyt sennie było tak naprawdę i stąd tyle straconych bramek – dużo jak na klasę przeciwnika. Myślę, że to było właśnie spowodowane tym, że zagraliśmy strasznie sennie – potwierdził Pietrzkiewicz. – To było widać, że przysypiał, bo ile bramek wpuścił? (śmiech) – zażartował trener Stali.

 

Gorzowianie wybili z głów piłkę ręczną na poziomie pierwszoligowym Samborowi, bowiem wygrywając ten mecz, Stalowcy odebrali im ostatnią matematyczną szansę na pozostanie w lidze. – No tak, naszą niemiłą zasługą stało się to, że potwierdziliśmy ich spadek z ligi, ale nie mogliśmy przecież patrzeć na to. Po koleżeńsku oddać im punkty? Nie po to przyjechaliśmy. Przykro nam, ale taki jest sport. Przegrali, stracili punkty i tyle – skwitował „Pieczy”.

 

Dużo po meczu mówiło się o kibicach z Tczewa, a właściwie ich braku. Na trybunach bowiem panowała kompletna cisza. – Tam nie był publiczności, naszych dwóch kierowców, 3 dziewczyny z Sambora i trójka naszych kibiców, czyli wy z obsługą komentatorską. W sumie było na trybunach z 20 osób. Gra się wtedy jak na treningu. Na całe szczęście nie było wydarzeń typu bijatyka na boisku, nie było presji, mocnego napięcia. Było fajnie, wszystko nam w miarę wychodziło, przewaga się szybko zrobiła pięcioma bramkami i to było pod kontrolą. Śmiałem się, że ten mecz przesiedzę cały, ale chłopaki mi miejsca na taborecie nie zostawili (śmiech) – odpowiedział Dariusz Molski.

 

Jak przy takich pustych trybunach grało się zawodnikom? – Nienawidzę grać takich meczów, bo nie ma atmosfery. Lepiej się gra na treningu niż na takim meczu – stwierdził Dawid.

 

Gorzowianie od zawsze podkreślają, że to nasi kibice są najlepsi w całej lidze i po takim meczu oraz miesięcznej przerwie od grania na własnym parkiecie, niesamowicie zatęsknili za gorzowskim dopingiem. – Oczywiście, że tęsknimy! Czas już znowu pokazać się w hali, znowu usłyszeć ten doping naszych kibiców. Super będzie, jeśli w sobotę przyjdą i będą nas dopingować, bo to już przedostatnia okazja w tym sezonie! – zachęcił kołowy Stali. – Oczywiście, przy naszej publiczności gra się całkowicie inaczej, oni nas wspierają cały czas i są tym kolejnym, następnym, jednym, drugim i trzecim dodatkowym atutem, dodatkowym zawodnikiem. Nasza hala żyje już tak naprawdę. Dobrze, że ta przerwa już się kończy, bo gra się dla kibiców i po to, żeby zrobić przyjemność sobie, ale też im. Chcemy tą swoją grą dzielić się z nimi. Jeżeli jest dla kogo, to super, a w Gorzowie jest dla kogo – dodał trener.

 

Naprzeciw gorzowian stanie drużyna spadkowicza z Superligi, choć na próżno szukać tam wielu superligowych graczy. Jaka jest tak naprawdę siła tego zespołu? – Elbląg to mieszanka doświadczenia i młodości, bo Adam Nowakowski, Marek Boneczko – ten to w ogóle weteran parkietów. W tym wieku? Wystarczy spojrzeć na liczbę rzuconych bramek, ponad 100. Facet jest ewenementem! (śmiech) I dużo młodych, ciekawych chłopaków mają w składzie. Może pozycja w tabeli nie odzwierciedla ich potencjału, ale to jest naprawdę solidny zespół – wyjaśnił Pietrzkiewicz. – Elbląg to nie jest zespół słaby. Oglądałem nagranie ich meczu z Koszalinem i, o ile Gwardia zrobi się taką trzecią siłą w kolejnym sezonie, bo chce się mocno zbroić, o tyle Elbląg okrzepł. Grają urozmaiconą, agresywną obroną i są w tym skuteczni i groźni. To jest pomieszanie doświadczenia, rutyny i młodości, ale ta młodość jest już ułożona. Ci chłopcy już w tamtym roku zdobyli brąz mistrzostw Polski juniorów i prawie cały ten zespół gra teraz w pierwszej drużynie. Ponadto to doświadczenie, o którym wspominał Pieczy, nestor już polskich boisk, Bony, bardzo dobry Adaś Nowakowski na prawym skrzydle, Dama (Damian Spychalski) na lewym rozegraniu, to też jest doświadczony zawodnik z piekielnie silnym strzałem. Jeżeli da się w ryzy taktyczne ubrać – mi się nie udało – ale jeśli się komuś uda, to chłop jest na 10-12 bramek. Ramik (Sebastian Ram) w bramce, niezły bramkarz. To jest zespół, który ma swoje argumenty na każdej pozycji – dodał Molski. Przypomnijmy, że Marek Boneczko to zawodnik urodzony w 74′ roku, czyli rocznikowo ma już 45 lat.

 

Żółto-niebiescy podkreślają, że nie mogą się już doczekać dopingu na trybunach gorzowskiej hali. Mają też nadzieję, że nie zobaczą w sobotę pustego krzesełka. – Jak najbardziej, marzymy o pełnej hali. My gramy dla kibiców i bez nich mecz jest nieważny – zakończył trener Stali.

 

Udostępnij