W światowej czołówce znajduje się aż czterech Polaków – Patryk Dudek, Maciej Janowski, Janusz Kołodziej i aktualny wicemistrz oraz reprezentant Stali Gorzów – Bartosz Zmarzlik. Swoje zmagania rozpoczną na ojczystej ziemi, w mieście, które tylko raz do roku przeobraża się w żużlową świątynię. Runda na Stadionie Narodowym, która odbędzie się 17 maja, sprawia, że i kibicom, i zawodnikom, na samą myśl szybciej bije serce. Kapitan gorzowskiej Stali bardzo intensywnie przygotowuje się do tych zmagań, ale nie ukrywa również swego rodzaju podekscytowania: – Super, że po raz kolejny zobaczę pełen stadion w Warszawie. Widok fanów w dedykowanych koszulkach, z szalikami, kibicujących, idących na stadion… To są niezapomniane wrażenia – mówi sam zainteresowany.

Cykl zrobi swoiste tournée po Europie. Rozpocznie się i zakończy w Polsce, ale w sierpniu kibiców czeka historyczny powrót zawodów do Wrocławia. Runda na Stadionie Olimpijskim ma już zapewniony komplet kibiców. Żużlowi fani udadzą się też na dalekie południe do słoweńskiego Krsko, ale na mapie znajdzie się również chłodna Skandynawia. Tam zgłębimy się w środkową Szwecję, która zafunduje nam turnieje w Hallstavik i Malilli. Po drodze czeka na nas jeszcze Praga, gdzie już dwudziesty trzeci raz z rzędu czeska Marketa będzie gościć najlepszych zawodników świata. Lubuscy kibice zapewne z chęcią wybiorą się do dosyć bliskiego, niemieckiego Teterow. Nie zabraknie rundy w kraju Hamleta, gdzie w Vojens przed swoją publicznością będą mogli zaprezentować się Niels Kristian Iversen oraz Leon Madsen. Ten drugi jest pretendentem do stworzenia ogromnego zamieszania w cyklu. Przedostatnia runda będzie miała miejsce w ikonicznym już Cardiff, czyli miejscu, w którym zapewne Tai Woiffnden, aktualny mistrz świata, chciałby obronić swój tytuł. Jak zapowiedział w zeszłym roku Brytyjczyk, ma on zamiar pokonać rekord sześciu tytułów mistrzowskich, należący do Tony’ego Rickardssona. Popularny „Tajski” musi jednak pamiętać, że w cyklu znajduje się jeszcze czternastu innych żużlowców, a polskie media podpowiadają, kto jest silnym kandydatem do tytułu.

Bartosz Zmarzlik na swoim koncie ma już brązowy i srebrny medal, więc jedynym krążkiem do dopełnienia całości jest złoto. Sam zainteresowany zachowuje jednak dystans: – To zawody jak każde inne. Inni przygotowują się tak samo jak ja i każdy z nich chce stanąć na najwyższym stopniu podium, a przede wszystkim każdy może. Na to wszystko nie ma jednej złotej recepty – tłumaczy. Wskazuje jednak, że w cyklu Grand Prix nie ma miejsca na błędy. – O mistrzostwie decydują niuanse. W zeszłym roku, aby zdobyć złoto, należało średnio zdobywać 14 punktów w każdych zawodach. Dopingujcie, trzymajcie kciuki, wspierajcie, a wierzę, że z tą pomocą uda mi się spełnić i moje, i wasze marzenia – podsumowuje Zmarzlik. Jedyne więc, co nam pozostało, to czekać, aż taśmy na Stadionie Narodowym pójdą w górę!

Udostępnij