– Podobno miał pan zostać lekarzem?

– Moim ojcem chrzestnym jest przyjaciel taty, znany chirurg, doktor Czesław Solnica i rodzice chcieli żebym poszedł w kierunku medycznym, choć sami byli pedagogami. Tata był matematykiem, dyrektorem liceum ogólnokształcącego w Rudnikach, także dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 42 w Częstochowie, będącej w tym czasie w grupie szkół przodujących w Polsce. Mama z kolei pasjonowała się fizyką, co pokazuje, że genetycznie byłem ,,od zawsze’’ ukierunkowany w stronę przedmiotów ścisłych. Każdy oczywiście kształtuje się w okresie dojrzewania. Jeszcze w pierwszej klasie liceum myślałem o medycynie, ale kończąc klasę o profilu matematyczno-fizycznym postawiłem jednak na ekonomię, którą czułem, w której dobrze się już poruszałem.

– Kiedy zaczął działać pan w biznesie?

– Dorastałem w otoczeniu starszych kolegów. Oni pierwsi rozjechali się na studia, większość wybrała się do Krakowa. Byli na różnych uczelniach, ale wspólnie zaczęliśmy eksportować sprzęt komputerowy z Niemiec. Ja jeszcze jako uczeń liceum. Sprzęt bardzo dobrze sprzedawał się na giełdach w Polsce. Głównie wystawialiśmy go w Katowicach. To były początki komputeryzacji, na rynku pojawiły się komputery IBM, ATARI, Commodore. Szybko nawiązaliśmy współpracę z międzynarodową grupą Vobis, dlatego dysponowaliśmy nowoczesnym i wysokiej klasy towarem. Naprawdę dużo wtedy się nauczyłem, gdyż ważna była też logistyka. Nie było wówczas jeszcze dobrze rozwiniętej sieci firm transportowych, sprzęt woziliśmy najczęściej mając go pod pachą autokarami. Ważne, że część kolegów specjalizowała się w informatyce i wiedzieliśmy czym handlować i jak handlować.

– Po komputerach postawił pan na odzież, a dopiero później zaczął działać w sektorze finansowym?

– Tak, aczkolwiek to się pewnego czasu zaczęło zazębiać. W połowie lat 90. postawiłem na sieć punktów sprzedaży odzieży sportowej najsłynniejszych światowych marek. Były to Adidas, Nike, Puma czy Reebok. To był moment, gdzie nowoczesny handel zaczął przenosić się z popularnych bazarów i łóżek polowych do eleganckich sklepów. Najczęściej były to sklepy franczyzowe, które zacząłem otwierać w różnych punktach, głównie na południu Polski. W Katowicach, Częstochowie, Bielsku-Białej, Kielcach, Sosnowcu. W sumie było ich dziewięć. Szybko okazało się, że moja sieć stała się trzecią największą pod względem dystrybucji sprzedaży odzieży sportowej w Polsce. Jako ciekawostkę podam, że większą sprzedaż notował warszawski Stadion Dziesięciolecia, ale tam były przerzucane ogromne ilości towarów, z których większość wysyłana była na wschód Europy. Co jeszcze ważne, poprzez dystrybucję towarów sportowych, bardzo znanych na całym świecie, głęboko wszedłem w środowisko sportowe. Zacząłem współpracować z licznymi klubami oraz związkami sportowymi. Poznałem działaczy, prezesów największych klubów, ale także system działania naszych i zagranicznych organizacji sportowych. Znalazłem się ponadto w wąskiej grupie osób, do której należał decydujący głos w wyborze kolekcji sportowych. Potem trafiały one do wszystkich sklepów i budowały modę. W sumie w tej branży byłem przez siedem lat.

– I przyszedł czas rozwinięcia działalności finansowej. Jak to się zaczęło?

– Zaczynałem od stacjonarnych kantorów Gold w Poznaniu, do dzisiaj zresztą mam dwa, potem przez wiele lat budowałem internetową platformę wymiany walut Cash Broker. A zaczęło się praktycznie od tego, że mój kolega napisał oprogramowanie dla kantorów, ułatwiające przeprowadzanie transakcji poprzez system komputerowy. Wcześniej wymiana odbywała się starą metodą notowania wszystkich transakcji w zeszytach za pomocą długopisu. Przyszedł jednak czas komputeryzacji i trzeba było postawić na rozwój. Nowe oprogramowanie stało się nowym otwarciem dla tego sektora w Polsce.

– Jak długo trwało budowanie platformy wymiany walut Cash Broker?

– To było wielkie wyzwanie, które rozpocząłem w 2007 roku. Wiadomo, że przy tego rodzaju działaniach są prowadzone próby. Trwały one naprawdę długo, a do tego pojawili się inni wielcy gracze na rynku. Można przyjąć, że platforma na pełne obroty weszła w 2013 roku. Dzisiaj kooperujemy z największymi bankami w Polsce, dzięki czemu mamy możliwość oferowania bardzo atrakcyjnych kursów. Obecnie nie ma praktycznie klientów, których nie jesteśmy w stanie obsłużyć.

– W czym tkwi pański sukces biznesowy?

– Na to składa się wiele czynników, ale bardzo ważne jest odpowiednie zarządzanie firmą. Trzeba mieć chyba do tego predyspozycje. Może będę nieskromny, ale wszyscy wokół mnie mówią, że smykałkę do biznesu miałem od urodzenia, że talent do tego wyssałem z mlekiem matki. Jest to zapewne w dużej części żart, ale skoro udało mi się dotychczas zbudować dwie silne marki rynkowe to znaczy, że zawsze wybierałem właściwe kierunki działania. Zwrócę uwagę, że wcześniej budowałem markę dla kogoś, mowa tutaj o czasach sprzedaży odzieży sportowej, a potem już zbudowałem własną markę Cash Broker.

– Na razie dziękuję za rozmowę, ale proszę przygotować się na kolejny zestaw pytań. Tym razem będzie o Stali Gorzów, ale to za kilka dni.

 

Robert Borowy

 

Udostępnij