– Czy trzy lata to wystarczający czas, żeby poznać organizację, którą teraz trzeba zarządzać?

– Rozumiem powagę sytuacji. Nie trzeba mi również tłumaczyć, w jakim kierunku powinna podążać nowa Stal, bo skoro jest nowy prezes to i dla klubu jest to w pewnym rodzaju nowy rozdział. Rozumiem też, że wszyscy zakładają lepsze wyniki sportowe od tych, które są w tym sezonie, ale to normalne. Ja również przyjąłem jako główny cel szybki powrót do walki o medale. Teraz mogę przyznać, że na przestrzeni ostatnich trzech lat z wieloma rzeczami się nie zgadzałem i nigdy swoich spostrzeżeń nie chowałem pod dywan. Wprost je artykułowałem.

– W jaki sposób?

– Nie czyniłem tego w formie jakiegokolwiek zarzutu pod czyimś adresatem, gdyż jestem ostatnim do krytykowania. Nie o to w tym wszystkim chodzi, żeby wskazywać na kogoś palcem. Po prostu w życiu jak i biznesie jest tak, że każdy z nas, powtórzę, każdy z nas, nie do końca zauważa to co widzą inni stojący z boku. Zarząd pod przewodnictwem prezesa Ireneusza Macieja Zmory w ostatnich latach skupił się na budowaniu wielkich rzeczy, osiągnął duże sukcesy sportowe, ale w którymś momencie pewne elementy zaczęły gdzieś uciekać. Zarząd, prezes zapewne też nie zawsze zwracali nawet na to uwagę. To, że wielokrotnie ja to czyniłem zapewne stanowiło jedną z przyczyn, że zaproponowano mi właśnie funkcję prezesa. Staram się bowiem na wszystko spoglądać trzeźwo i widzieć rzeczy jakimi są one w rzeczywistości.

– Obserwuje pan również to wszystko co się dzieje w polskim żużlu. Czy są obszary, której panu się nie podobają i będzie dążył pan do ich zmian?

– Tak, jest sporo rzeczy, które uważam, że można poddać szerszej dyskusji. Mam trzy takie – umownie mówiąc – postulaty. Pierwszy, powinniśmy zmienić wizerunek żużla w skali krajowej i pójść w kierunku pozyskiwania największych graczy gospodarczych jako sponsorów. Nie jest to łatwe, ale można ich przyciągnąć do naszego sportu. Skoro jeden z koncernów paliwowych jest gotowy płacić ogromne pieniądze na występy Roberta Kubicy w Formule 1, to dlaczego nie miałby uczestniczyć w rozwoju jednej z najpopularniejszych dyscyplin w naszym kraju. Potrzebne jest jednak zbliżenie żużla do rynku motoryzacji. Ponadto zacznijmy wykorzystywać pełne stadiony.

– Ostatnio z tym na większości meczów ligowych w całym kraju różnie jednak bywa?

– Dlatego takim modelem promującym dyscyplinę powinno być warszawskie Grand Prix. Jest to impreza o wymiarze światowym. Nie bójmy się tego tak nazywać. Natomiast w gronie działaczy powinniśmy zastanowić się, dlaczego stadiony ligowe nie zawsze w pełni się wypełniają?

– Drugi z pańskich postulatów czego dotyczy?

– Należy znaleźć rozwiązania pozwalające nie tylko podnosić jakość samego sportu, ale także infrastruktury stadionowej. Chcę być dobrze zrozumiany, nie szukam dziury w całym. Uważam jednak, że nie powinno być tak, że kluby niemal całe budżety przeznaczają na płace zawodników, a na obiekcie są problemy z toaletami i innymi elementami mającymi wpływ na jakość oglądania przez kibiców. Ludzie przychodzący na stadiony powinni czuć się na nich maksymalnie komfortowo.

– Trzecia propozycja zapewne dotyczy widowisk sportowych, bo sporo o nich pan mówi?

– Zgadza się. Już o tym powiedziałem na przykładzie Stali, ale dotyczy to wszystkich imprez. One mają być nośnikiem promocji dyscypliny. Nie tylko wyniki, bo stracimy dalszych kibiców. Niech takim wzorem dla nas wszystkich będzie niedawne wrocławskie Grand Prix, które pokazało, że można pójść w kierunku tworzenia ekstra zawodów. Rozumiem pewne uwarunkowania techniczne poszczególnych torów. Wiem, że nie zawsze mecze mogą być interesujące od pierwszego do ostatniego wyścigu. Podobnie jest przecież w piłce. Raz oglądamy świetne widowisko, innym razem słabe. Nie kupuję jednak narzekań i tłumaczeń, że czegoś nie można zrobić. Chodzi o to, żeby każdorazowo przygotowywać najlepiej tory jak się tylko da. Jak się tylko potrafi. Zawsze wtedy po meczu można z podniesioną głową powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, żeby stworzyć optymalne warunki do jazdy. A co z tego wyjdzie, to już inna sprawa. Raz zapewne będzie świetnie, innym razem słabiej.

– Czy pana zdaniem nie powinniśmy dążyć do zwiększenia liczby drużyn w PGE Ekstralidze, a co za tym idzie liczby meczów, zwłaszcza że to liga tak naprawdę przyciąga widzów na stadiony?

– Temat poszerzenia PGE Ekstraligi jest już analizowany przez prezesów od pewnego czasu, zapewne niedługo taki postulat zaczniemy omawiać na oficjalnych spotkaniach. Musi za tym pójść też zachęcenie sponsorów, o czym wspomniałem, a jest ku temu dobra okazja, bo wszędzie słyszymy, iż żużel jest zaliczany do jednego ze sportów narodowych. W mojej ocenie nie jest dobrze, że taki ośrodek jak Toruń będzie musiał jeździć w pierwszej lidze, wcześniej spadli rybniczanie, którzy byli już pod wieloma względami przygotowani na jazdę z najlepszymi. Czasami słyszę, że brakuje zawodników? Nie przekonuje mnie to, bo powiększając ligę damy szansę kolejnej grupie ambitnych żużlowców, zaś pozostając po staremu, zamkniemy im drogę do rozwoju. W razie czego można na pewien czas powrócić przy powiększonej lidze do KSM-u, ale to już jest sprawa spokojnej dyskusji i analizy rynku.

– Jakie wnioski mógłby pan jeszcze wyciągnąć na gorąco w stosunku do tego co mamy w polskim żużlu, a do czego powinniśmy zmierzać?

– Bardzo ważne, żeby środowisko żużlowe potrafiło ze sobą współpracować. Wszyscy powinniśmy się szanować, doceniać. Osobiście bardzo doceniam przykładowo to co ostatnio zrobiono w Lublinie, bo tamtejszy optymizm może mieć znaczące przełożenie na całą naszą dyscyplinę. Z drugiej strony przestrzegałbym przez działaniami na krótką chwilę, psującymi funkcjonowanie całej dyscypliny, bo to się wcześniej czy później obróci przeciwko wszystkim. Mam choćby na myśli wydawanie lekką ręką zbyt dużych pieniędzy bez umiejętnego ich inwestowania choćby w rozwój dyscypliny.

– Dziękuję za rozmowę.

 

Robert Borowy

 

Udostępnij