Inauguracyjny mecz na własnej hali to zawsze spotkanie, które bardzo chce się wygrać, by dobrze otworzyć sezon i ucieszyć własną publikę pierwszymi ligowymi punktami. W sobotę w Gorzowie nie zabrakło ciekawych akcji, jednak sztuka zwycięstwa się nie udała. – Ta jedna bramka to taka była, że dogoniliśmy, oni mieli mecz pod kontrolą. Czasu nam zabrakło, ale to nie czas jest przyczyną naszej porażki. Myśmy po prostu zagrali źle w pierwszej połowie. Za mało w niej było elementów pozytywnych, żeby można było się odbić. Później, w drugiej połowie walczyliśmy, cały czas pilnowaliśmy wyniku, chcieliśmy ich bardzo dogonić, ale się nie udało. Ten drugi ich odskok był już dla nas zabójczy i w tym momencie można powiedzieć, że mecz był dla nas za krótki. Ale niestety, to na własne życzenie. Nie jestem do końca zadowolony z tego, co zrobiliśmy – powiedział tuż po końcowym gwizdu szkoleniowiec gorzowskiego zespołu, Dariusz Molski. – Boli czy nie, trzeba przyznać, że to przeciwnik dziś kontrolował ten mecz. Nie oszukujmy się. Myśmy gonili, gonili, gonili, dogonili, zepsuli, znowu gonili i nie zdążyli – zgodził się Aleksander Kryszeń.

 

Gorzowianom nie można odmówić woli walki i serca, zostawionego na boisku zwłaszcza w drugiej części meczu. Żółto niebiescy zdołali się podnieść z kolan i z przewagi 7 bramek, zniwelować wynik do zaledwie jednego trafienia różnicy… i to dwukrotnie. Czego zabrakło? – Mądrości grania może, zwłaszcza w ataku. W obronie nam nie szło, zwłaszcza te 15 minut pierwszej połowy. Zmieniliśmy formułę obronną, wtedy szło, ale w ataku 3 bramki w tym czasie rzuciliśmy, a to trochę mało, podczas gdy mogło być ich zdecydowanie więcej. Nietrafione sytuacje sam na sam nawet o tym świadczą. Gdybyśmy chociaż przy takim naszym miernym spotkaniu wykorzystali te sytuacje… ba, połowę ich! To wygrywamy spokojnie mecz „piątką” i jest OK, ale tak się nie stało niestety. Ktoś musiał  przegrać. Tym razem to byliśmy my, bo byliśmy słabsi od przeciwnika i tyle – wyjaśnił trener Molski.

 

Drużyna z Ostrowa grała przede wszystkim spójnie, szybko i dokładnie. Niewielu strat i błędów własnych można było zobaczyć u przeciwników, zwłaszcza w pierwszej połowie spotkania, świetnie dysponowani byli rozgrywający Marciniak i skrzydłowy Biegański, a gorzowianie nie bardzo mieli pomysł na to, jak ich powstrzymać, mimo że zniwelowali zagrożenie ze strony podstawowego atakującego Ostrovii, Damiana Krzywdy. Czy ten mecz to trochę kubeł zimnej wody na głowy żółto-niebieskich? – Tak. Przynajmniej teraz wiemy, gdzie popełniliśmy błędy. Nie zagraliśmy na pewno tak, jak do tej pory i to jest pewnik. Do tej pory graliśmy zdecydowanie inaczej, lepiej, mądrzej pod każdym względem. W obronie, ataku i kontrze. W tym meczu nawet podczas kontrataków zmienialiśmy dużo ludzi, ale nie graliśmy tego, co można było. Mieliśmy ich zabiegać, a my zbiegaliśmy do zmiany i tu mam do chłopaków pretensje, że nie wykorzystaliśmy tego, że wybroniliśmy tyle piłek. Zamiast iść do kontry, dobić ich, to pierw do zmiany i stąd też brały się błędy. To nie usprawiedliwia przeciwnika, że podaje piłkę w aut, ale tam powinien być jego partner, który dopiero zbiegał z boiska. Dwa błędy na raz. Dużo na własne życzenie. Być może lepiej, gdybyśmy grali na wyjeździe, bo – nie wiem, jak to jest – ale zawsze tak jakoś mamy mecze inauguracyjne słabe, wychodzimy z dużą tremą i nie gramy tego, co do tej pory, tylko całkiem inną piłkę. Trzeba kombinować, szukać, łatać, najgorzej jak to nie wychodzi jeszcze – skomentował trener Stali.

 

Gorzowską bolączką od początku okresu przygotowawczego są braki doświadczonych zawodników na każdej z pozycji. Kilku graczy, którzy stanowili o gorzowskiej grze w minionych latach, odeszło, a w Stali pojawiły się nowe, bardzo młode i chciałoby się rzec „jeszcze nieopierzone” postaci, z których jedna miała okazję do swojego debiutu przed własną publicznością. Jak zagrał Szymon Światłowski i czemu swojej szansy nie dostał Kuba Dzieciątkowski? – Bo nie, miejsc jest 7 na boisku, a nie 16, musi czekać na swoją szansę. Szymon… uważam, że więcej jest minusów niż plusów, zwłaszcza taki moment-seria. Poszły 3 akcje na minus z jego strony i w ataku, i w obronie, i w ataku… tak nie można grać. Umawiamy się na granie mądrej, rozsądnej piłki, a tu PYK, powtarzamy sobie, że zawodnik u przeciwnika lubi objechać na zewnątrz i w tym momencie wchodzi Szymon na boisko i tak dalej się ograć. Ostrovia nic nie może zrobić z tyłu, niewiele z przodu, znaleźli nam Szymona, ograli dwa razy i bramka. To boli, bo o tym wiedzieliśmy, o tym się uczulaliśmy – skwitował Dariusz Molski.

 

– Na inaugurację zależało nam na zwycięstwie, u siebie nie lubimy przegrywać i praktycznie nigdy nie przegrywamy. Mam nadzieję, że to jedyna nasza wpadka w tym sezonie na własnym parkiecie – zakończył Kryszeń.

Udostępnij