Karol Głośniak: Tak, podczas turnieju świątecznego chciałem troszkę odpocząć od bramki, no i popróbowałem swoich sił w polu. W miarę wyszło, bo rzuciłem kilka bramek i pograłem w obronie, na bramce trochę gorzej w finale, ale cóż, zdarza się. Nie miałem obrony! (śmiech). Zastanawialiśmy się przed finałem, czy mam wracać do bramki, czy nie, ale jednak uznaliśmy, że będę tam mocniejszy. Nie wyszło tym razem. Turniej świąteczny to przede wszystkim spotkanie towarzyskie, widujemy się z chłopakami od 8 lat i HC Albatros to zawsze mój zespół, ciągle ten sam, bez zmian, a reszta tak samo. Integrujemy się i jest naprawdę super. To ważne, bo widzimy się raz do roku, albo gdzieś tam na meczach z częścią chłopaków, więc ten turniej to możliwość spotkania się i porozmawiania.

 

Mateusz Krzyżanowski: Jak najbardziej jestem zadowolony z turnieju. Muszę powiedzieć, że jak przyjeżdżam co roku na święta, to najbardziej cieszę się właśnie na to wydarzenie, bo mogę spotkać wszystkich chłopaków, a nie mam tej okazji na co dzień. Mieliśmy w tym roku bardzo fajny zespół i udało nam się wygrać. To jeden z aspektów, a drugi to na pewno integracja. Widać też, że pojawia się wielu nowych, młodych chłopaków, którzy fajnie się zapowiadają! W półfinale graliśmy przeciwko zespołowi, który na co dzień jest zdaje się Stalą II, dziś jako Orły Pana Radzia i fajnie chłopacy grali, więc widzę tu perspektywę dla gorzowskiej piłki ręcznej. Czy dobrze się znamy? To jest jak jazda na rowerze, z Wojtkiem (Gumińskim – dop. red.) znamy się już od ponad 20 lat, 10 lat temu graliśmy jeszcze razem, tego się nie zapomina. Umiejętności są i jakoś to funkcjonuje na boisku.

 

Kamil Hanuszczak: Sportowo wydaje mi się, że bardzo dobrze, bo udało mi się zaprosić tutaj bardzo, bardzo „starych kolegów”, z którymi grałem jeszcze w Szkole Podstawowej, bo był . in. Bartosz Ruszkiewicz, który oczywiście grał tu w Ekstraklasie, ale długo-długo nie było go na turnieju świątecznym i również w Polsce. Świetna atmosfera jak zawsze, sportowo wydaje mi się, że jest co roku poziom podnoszony, i z amatorskiego turnieju robi się taki bardzo zacięty ten turniej, chociaż skupiamy się na graniu dla samego grania, to jednak rywalizacja także jest. Tak, mamy przekrój od amatorów po Superligę, czyli Wojtka Gumińskiego, ale to chyba jest właśnie najważniejsze, że na parkiecie mogą się zetknąć zespoły z „różnych epok”, bo są i młodzi, którzy nie mają jeszcze 18 lat, są też ludzie po 40-tce, 50-tce i grają i się cieszą, przychodzą ludzie, którzy nigdy w życiu nie grali w piłkę ręczną, ale tutaj grają i to jest dla nich fajne, co roku się pokazują, no i są tacy, którzy uprawiają tę dyscyplinę zawodowo, jak Wojtek, który w tym roku przekazał bardzo fajnego „białego kruka” na licytację dla Olivera, czyli koszulkę, w której zdobył brązowy medal mistrzostw Polski.

Jeśli chodzi o aspekt charytatywny, to na pewno jest dla nas coś nowego i jeszcze sprawdzamy, jak nam idzie w tym wszystkim. Jak już się za coś zabieramy, to chcemy to robić najlepiej jak potrafimy. A jak nam wyszło? To jeszcze zobaczymy. Mam nadzieję, że tato Olivera będzie zadowolony, bo troszkę udało nam się już zebrać, ale licytacje trwają, więc resztę będziemy liczyć już na chłodno.

 

Mateusz Stupiński: Tak wyszło w tym roku, że ja jak co roku w zespole braci Krzyżanowskich wywracam się tutaj w ten świąteczny drugi dzień, a brat po przeciwnej stronie, w półfinale pokonany, także na plus (śmiech). Dokładnie tak, trochę ruchu między rundami, ale najważniejsze jest to, żeby spotkać się tu ze znajomymi, bo niestety, wielu z nas – tych boiskowych kolegów – porozjeżdżało się po Polsce i po świecie. To jest dla nas taki szczególny dzień, w którym możemy się spotkać i razem powywracać się na tym parkiecie, powspominać stare czasy, bo wiadomo, ta druga strona, nie tylko boisko-boisko-gra-wynik, także istnieje. Przyjaźnie, które tu się zawiera, to dla nas rzecz na lata.

Udostępnij