To był Twój debiut na sztucznym torze. Jak go oceniasz?

– Na pewno mogło być dużo lepiej, sprzęt dawał potencjał na to, aby pokusić się o jeszcze lepszy wynik. Świetnie wyjeżdżałem ze startu, a jak wiemy w żużlu jest to bardzo kluczowe, ale nie jest to wszystko aż tak różowe, jak by mogło się wydawać, bo mimo wszystko należało mieć tą prędkość na dystansie. Zwłaszcza, kiedy rywalizuje się z najlepszymi zawodnikami świata.

Jason czekał ponad 6 lat na to, aby ponownie wygrać rundę. Ty z kolei miałeś passę 19 biegów bez zwycięstwa w cyklu, bo swoją jedyną trójkę do czasu minionego już Grand Prix w Warszawie wywalczyłeś w sezonie 2018, gdy debiutowałeś w cyklu i na dzień dobry zgarnąłęś 3 punkty. Trochę wody w Wiśle od tamtej pory upłynęło. Niemniej doczekałeś się tego, zresztą tak jak Twój tata tego, abyś wystąpił w Warszawie jako uczestnik cyklu.

– To prawda. Większość rzeczy, które w mojej karierze się dzieją, potrzebują naprawdę bardzo dużo czasu i ja już zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Muszę robić swoje, cierpliwość zresztą w moim wypadku bardzo często się odpłaca.

W Chorwacji w pierwszym biegu atomowo wystrzeliłeś ze startu i dopiero Bartosz Zmarzlik uporał się z Tobą. Dziś było na odwrót, ponieważ przebiłeś się z 3. pozycji na 1. Jak ten bieg wyglądał z Twojej perspektywy?

– Czułem bardzo dobrą prędkość w moim motocyklu. Rywale zostawili mi miejsce w tej obsypanej nawierzchni, której zdążyło się już trochę naprodukować, bo to był już 4. wyścig zawodów. Starałem się budować prędkość i gdzieś tam minąłem przeciwników przy krawężniku i dojechałem do mety jako 1.

W środę były informacje, że ten drugi łuk ponownie wyciąga. Niemniej wydaje się, że problemów na nim nie było.

– Nie było żadnych kłopotów. Tor był niezły, choć trudno mi znaleźć jakiekolwiek porównanie, ponieważ nigdy wcześniej nie jeździłem na sztucznym obiekcie, ale nawierzchnia była dobra. Oczywiście były jakieś koleiny, niespodzianki, ale po krótkiej rozmowie z Bartkiem myślę, że śmiało można potwierdzić to, że przyjemnie się jeździło i że to był najlepszy tor jedniodniowy na jakim było mu dane odjechać zawody.

Po zawodach chwilę rozmawiałem też z Martinem i on mówił, że pola startowe odegrały tu kluczową rolę i nie licząc początku to te skrajne rozdawały karty.

– Nie mogę tu narzekać, ponieważ pasował mi start z każdego pola. Potem płaciłem jednak cenę tym, że mój motocykl był zbyt agresywny na trasie i wybierał mi koleiny, ale starty były dobre. Później starałem się nie popełniać błędów i celowałem w te koleiny, które były w przyczepnych miejscach, niepozwalając motocyklowi na zbyt gwałtowne ruchy, ale było o to bardzo trudno.

Byłeś pilnym uczniem w szkole?

– Byłem na pewno rzadkim uczniem w szkole. To na pewno (śmiech), ale potrafiłem zawsze się z nauczycielami dogadać.

Pytam dlatego, że w 11 biegach w tym sezonie Grand Prix aż 6-krotnie kończyłeś je na 2. pozycji. Także jesteś królem drugich pozycji (śmiech).

– Dwójka to była zdecydowanie ocena, która mnie zdecydowanie satysfakcjonowała, ponieważ raczej je dzieliłem na te pozytywne i negatywne, więc 2 była z tych lepszych.

Czy miałeś wyższy poziom stresu, ponieważ aby wejść do półfinału, trzeba było naprawdę wspiąć się na swoje wyżyny?

– Nie czułem stresu przez cały dzień. Raczej czuję się bardzo dobrze i udaje mi się utrzymać nerwy na wodze, więc nie czułem dodatkowej presji.

Propo zachowania toru. Bywały biegi, że wystarczyło trzymać jedną ścieżkę i miało się sukces w postaci dobrych punktów, ale były też takie, gdzie należało trochę je pozmieniać. Jak radziłeś sobie z ich odczytywaniem?

– Te ścieżki bardzo mocno się zmieniały i tego też u mnie zabrkło tj. takiego cwaniactwa, tej orientacji w terenie, żeby wiedzieć, które ścieżki na danym etapie zawodów obierać. Było widać, że jestem mimo wszystko na tym torze odrobinę zagubiony, ale jak już żeśmy powiedzieli. To był mój debiut na jednodniowym torze i trudno było rywalizować z chłopakami, którzy mają takie doświadczenie już i od wielu lat ścigają się na tego typu obiektach.

W tych kilku biegach pokazałeś także świetną jazdę defensywną. Andzejs Lebedevs i Tai Woffinden się o tym przekonali. Nawet jak popełniałeś błędy, to od razu ich domykałeś.

– To było ważne. Słyszałem, że np. Andzejs próbował budować prędkość po zewnętrznej, ale później gdzieś tam atakował po krawężniku i całe szczęście w dobrym momencie podjąłem decyzję do tego, aby zejść do wewnętrznej, aby go zablokować.

Czy czujesz niedosyt o dzisiaj, bo finał był na wyciągnięcie ręki przez 2 okrążenia?

– Tak, wiozłem ten finał i to byłoby coś genialnego, aby w nim wystąpić, lecz w takich wyścigach nie wolno popełniać błędów. Ja może wielkiej pomyłki nie popełniłem, ale podjąłem ryzyko, aby zostać przy krawężniku i to się nie opłaciło, bo chłopaki mnie wyprzedzili od zewnętrznej.

Następna runda odbędzie się w Landshut, które zastąpiło Teterow. Czego oczekujesz od tej rundy, bo paradoksalnie na tamtym torze z wiadomych względów największe doświadczenie w jeździe sposród Was ma Kai Huckenbeck?

– Raz miałem okazję tam jeździć. Było to wiele lat temu, ale z tego co oglądałem zawody ligowe, to ten tor za mocno się nie zmienił, lecz minęło sporo lat. Także zobaczymy, pojedziemy do Landshut i damy z siebie wszystko, ale jestem dobrej myśli.

Udostępnij