Greg Hancock nazywany przez część żużlowej społeczności „Ostatnim Mohikaninem” jest obecnie jedynym obywatelem Stanów Zjednoczonych, który potrafi nawiązać skuteczną walkę z europejskimi gwiazdami speedwaya.

Amerykanin jest jednocześnie jedynym zawodnikiem, który wystartował we wszystkich rozegranych dotychczas turniejach cyklu Grand Prix.

Herbie karierę na Starym Kontynencie rozpoczynał w roku 1989 w barwach nieistniejącego już klubu z ligi brytyjskiej – Cradley Heath Heathens. W kolejnych latach znalazł także angaż w Polsce (1992 r., Unia Leszno) oraz Szwecji (1992 r., Getingarna Sztokholm). Imponującym jest fakt, iż Hancock na przestrzeni 20 przejechanych na polskiej ziemi sezonów tylko w jednym zszedł poniżej średniej biegopunktowej 2,0. Było to w roku 2004, kiedy startował w drużynie z Wrocławia, a jego „biegopunktówka” wyniosła 1,980.

Greg nie rozstaje się z motocyklem żużlowym ani na chwilę, bowiem od kwietnia do października regularnie startuje w Europie, a w trakcie trwania przerwy zimowej solidnie trenuje na torze w Costa Mesa w Kalifornii. Herbie to idol dla dużej ilości fanów, a nawet i dla poszczególnych zawodników. Przykładem takiego jeźdźca jest przyjaciel Hancocka, Maciej Janowski. Młody Polak wielokrotnie podkreślał, że dużo zawdzięcza pomocy niezwykle doświadczonego Grega. „Ostatni Mohikanin” zyskał zarówno miano dżentelmena na torach żużlowych, jak i poza nimi. Pomimo wieku stale utrzymuje on wysoki poziom, jeżdżąc rozważnie oraz z szacunkiem dla rywala.

W tegorocznym cyklu Grand Prix, Herbie radzi sobie przyzwoicie, jednak miejscami sprawia wrażenie, że czegoś mu brakuje. Na Stadionie im. Edwarda Jancarza spisuje się ze zmiennym szczęściem. Ostatnio wywalczył 8 punktów w czterech startach.

Na jaki rezultat będzie go stać tym razem?

Udostępnij