Żółto-niebiescy z Gdańska do Gorzowa wrócili w naprawdę ponurych nastrojach, bowiem przegrana jedną bramką zawsze boli najbardziej. Co mówili po meczu? – To jest najgorsze uczucie jakie może być. Co mogę więcej powiedzieć? Porażka jedną bramką to jest najgorzej jak się da. Co dziś nie zagrało? Nie wiem. Wydaje mi się, że po prostu skuteczność. Trudno mi nawet mówić po takim meczu, jak przegrywa jedną bramką. Wiadomo, na przykład ja nie rzuciłem kilku bramek, a rzuciłbym jedną lub dwie więcej i wygralibyśmy. To boli – powiedział Adrian Turkowski, rozgrywający gorzowskiego zespołu. Podobnie do niego czuł się bramkarz Stali, mimo tego, że wyciągnął kilka naprawdę trudnych rzutów, w tym z linii karnych. ­-­ Na pewno ta porażka boli. Po takim meczu walki przegrać jedną bramką, to najgorsze to mogło się stać. Lepiej już dostać „dychą”, powalczyć z sobą. Niestety, takie mecze się zdarzają, trzeba je również zagrać. Wydaje mi się, że w 50. Minucie byliśmy pewni, że już ich mamy, że uda się przełamać, ale niestety. To, co zawsze nam wychodzi, w tych najważniejszych momentach meczu tym razem nie wyszło. Bramkarz bronił w najważniejszych momentach, nie trafiamy i niestety. Boli, bardzo boli. Nie po to tyle trenujemy – a chyba najwięcej w lidze – i przegrywamy w takich okolicznościach – powiedział Krzysztof Nowicki.

 

Gorzowianie nie mogą jednak powiedzieć, że wynik nie był sprawiedliwy, gdyż cały mecz prowadziła drużyna z SMS-u, mająca już takie momenty, gdzie prowadziła aż sześcioma bramkami. Skąd taki wynik końcowy? – Graliśmy szarpaną piłkę. Oni wygrywali już chyba „szóstką”, zrobił się remis, doszliśmy na jedna bramkę, odeszli, wydawało się, że już ich przełamiemy, ale się nie udało. Dostali czerwone kartki, to nas budowało, ale co z tego, skoro nie udało się wygrać? – zapytał Turkowski. – Każda porażka boli, taka podwójnie. Bardzo nie chcieliśmy tu przegrać, więc to nie tak że przyjechaliśmy nieprzygotowani czy cokolwiek. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Taki dzień się zdarza. Bać się? Na pewno nie baliśmy się przeciwnika, bo znamy swoją wartość i wiemy, co potrafimy. Tak niestety jest. Jakbyśmy wyszli na prowadzenie w tym meczu chociaż na jedną bramkę, to byśmy ich przełamali i nie mieli by już nic do powiedzenia. Ale niestety, dochodziliśmy, mamy przewagę 6:4 to z bramkarza zrobiliśmy mistrza świata. Gramy super w ataku, to przestajemy nagle grać w obronie. I bramka za bramkę. To są sytuacje, które nam się w innych meczach nie zdarzały, to co rzucaliśmy w nich z pełnego nabiegu, wszystko wchodziło, a tutaj obiliśmy bramki, bramkarza i mamy wynik… – wyjaśnił Nowicki.

 

Nie pomagały czerwone kartki i wybronione karne, a tych przecież było aż cztery! Na czym polegała tajemnica obronionych rzutów karnych w tym meczu? – Wiedziałem, że zawodnicy podchodzący do rzutów karnych nie idą tam pewnie, było widać po nich, że trochę się mnie bali, a mnie tylko to nakręcało. No i udało się wybronić 3 lub 4. Szkoda, że tego ostatniego się nie udało, ale ich zawodnik wytrzymał presję, rzucił bardzo poprawnie i nie było, co wyciągnąć – powiedział bramkarz Stali.

 

Czy gorzowianie tego meczu nie przegrali już przed pierwszym gwizdkiem i nie przestraszyli się sami legendą o mocnym SMS-ie? – Myślę, że budowania legendy nie było. Wiedzieliśmy z kim gramy, że zebrali sporo punktów. Wydaje mi się, że nie mamy się kogo bać w tej lidze, ale wiadomo – czuliśmy respekt przed nimi i wiedzieliśmy, że to będzie trudny mecz – powiedział Turkowski.

 

Popsute humory na święta to jednak nie powód do załamywania się. U Stalowców jedynym pokłosiem tego meczu jest poczucie, iż trzeba się poprawić. – Na pewno brak podium na koniec pierwszej rundy boli, ale wydaje mi się, że nie można się załamywać. Mamy całą drugą rundę. Będziemy walczyć, by nie przegrać już meczu – zapowiedział Adrian Turkowski.

 

Udostępnij