W dość trudnej sytuacji znalazła się Stal Gorzów przed niedzielnym meczem w Gnieźnie. W tabeli gorzowianie znaleźli się na miejscu „premiowanym” spadkiem, a do tego kontuzje Daniela Nermarka oraz Linusa Sundstroema sprawiły, że o punkty mamy coraz trudniej. W Gnieźnie nikt nie spodziewał się łatwego spotkania, jednak chcąc uspokoić sytuację, podopieczni Piotra Palucha musieli przywieźć jakiekolwiek punkty.

 

Tajemnicza Stal do samego końca nie zdradzała koncepcji składu na to spotkanie. Głośno mówiło się o zakontraktowaniu nowego zawodnika, ale w Gorzowie na treningu pojawili się również kontuzjowani Szwedzi. Ostatecznie okazało się, że w meczu wystąpi…Daniel Nermark. Niestety, jego forma jest daleka od oczekiwanej, cztery punkty to trochę mało. Gnieźnianie, marząc o utrzymaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej musieli wygrać, i to wygrać za trzy punkty. I na to się zanosiło. Gospodarze pewnie zaczęli spotkanie. Prowadzili oni przez…14 wyścigów. Dopiero w ostatnim, kiedy to para Krzysztof Kasprzak (12+1) wraz z Nielsem Kristianem Iversenem (13) przywieźli podwójne zwycięstwo, co ostatecznie dało zwycięski remis Stali. Nas cieszy przede wszystkim powrót do formy Iversena. „PUK” zaczął niemrawo, bo po dwóch wyścigach miał na koncie jedynie dwa oczka. Jednak końcówka w wykonaniu Duńczyka była już rewelacyjna. Kolejne dobre spotkania odjechał Bartek Zmarzlik (12+1). 5 punktów z bonusami wywalczył Paweł Hlib. Wśród miejscowych po raz kolejny liderem był Matej Zagar. Słoweniec na byłych klubowych kolegach wywalczył 12 punktów. Davey Watt to zawodnik, do którego trener Andersson ma największe pretensje. Australijczyk nie zdobył nawet punktu, notując za to dwa defekty, w tym jeden na podwójnym prowadzeniu. Bardzo dobrze zaprezentowali się: Sebastian Ułamek (11+1) Piotr Świderski (9+2) oraz Bjarne Pedersen – 10.

 

Ciekawe rzeczy działy się w Tarnowie, w derbach południa. Mówi się, że derby to derby i zawsze są ciekawe. Tak też było na torze, tyle, że nie za sprawą zawodników i ścigania a…polewaczki. Najpierw ta klubowa uległa awarii i mieliśmy przerwę, choć bardziej było to opóźnienie. Następnie, gdy wydawało się, że sytuacja jest opanowana, bo na stadion przyjechała straż pożarna by polewać tarnowską nawierzchnię stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał. Kolejna awaria polewaczki, tyle że woda wylała się na tor. Kolejna długa przerwa i tak zawody ciągnęły się w nieskończoność. Potem osuszanie mokrej nawierzchni, dosypywanie nowej i rozmowy co dalej… Rzeszowianie szukali „dziury w całym” i wymyślili, że… należy im się walkower! Dlaczego? Bo regulaminowa przerwa może trwać 30 minut a trwała 45… 

 

Oczywiście nie byłoby problemu, gdyby rzeszowianie wygrali to spotkanie, ale tak się nie stało. Zawody zakończyły się wynikiem 53:37 dla miejscowych, czyli wygrana za trzy duże punkty. Nicki Pedersen (12+1) i Grzegorz Walasek (11) to najlepsi zawodnicy gości. Zawiódł Rafał Okoniewski, zdobywca czterech oczek z bonusem. Wśród miejscowych zdecydowanym liderem okazał się Artiom Łaguta. 12 punktów w czterech biegach to, to czego oczekują kibice, działacze i zapewne sam zawodnik.

 

Większych problemów ze zwycięstwem w Bydgoszczy nie mieli zawodnicy Fogo Unii Leszno. „Byki” zwyciężyły w stosunku 38:52, zgarniając również punkt bonusowy. Przemysław Pawlicki, Grzegorz Zengota oraz Kenneth Bjerre zdobywając po 11 oczek okazali się bohaterami Unii. Po 7 punktów wywalczyli Piotr Pawlicki i Damian Baliński. Wśród miejscowych najlepiej punktował Greg Hancock (14) oraz junior – Szymon Woźniak, zdobywa sześciu punktów.

 

Nasi sąsiedzi z południa województwa, Stelemet Falubaz osłabiony brakiem Andreasa Jonssona podejmował drużynę z Wrocławia, zwyciężając 49:41. Gospodarzy do zwycięstwa poprowadził po raz kolejny Jarosław Hampel, zdobywca kompletu, 15 punktów. Udane starty zanotowali również Piotr Protasiewicz (11+1) oraz Patryk Dudek (12+2). Osiem punktów plus bonus do mety dowiózł Krzysztof Jabłoński. Zupełnie nieudany występ zaliczył Adrian Gomólski, wypożyczony kilka dni temu ze Stali Gorzów. Zero punktów w pięciu startach chwały nie przynosi. We wrocławskiej ekipie zabrakło punktów Zbigniewa Sucheckiego (1) oraz juniorów. Młodzieżowcy wrocławscy z bonusami zdobyli jedynie cztery oczka, natomiast zielonogórscy wywalczyli…osiemnaście punktów. Liderem Betard Sparty okazał się Tai Woffinden (13+1).

 

Tymczasem mecze na szczycie miał odbyć się pod Jasną Górą, gdzie Włókniarz podejmował Unibax Toruń. Obie ekipy wystąpiły osłabione brakiem swoich liderów. Wśród gospodarzy zabrakło Emila Sajfutdinowa, natomiast w Toruniu połamanego Chrisa Holdera. Tak więc szanse nieco się wyrównały i walka miała być wyrównana. Jednak dość nieoczekiwanie łatwe zwycięstwo odnieśli miejscowi. Mało kto spodziewał się, że spotkanie zakończy się wynikiem 54:36. „Lwy” tym samym udowodniły, że jeszcze będą liczyć się w walce o najwyższe cele. Pod nieobecność Sajfutdinowa liderem miejscowych okazał się Michael Jepsen Jensen (11+3). 13 punktów z bonusem wywalczył Grigorij Łaguta. Wśród „Aniołów” najwięcej punktów zdobyli Darcy Word (11) oraz Tomasz Gollob (8+2). Wychowanek Stali Gorzów, Kamil Brzozowski przywiózł do mety 6 oczek.

 

Liderem nadal pozostaje Unibax Toruń (22), jednak przewaga, jaką mieli torunianie zmalała już tylko do dwóch punktów nad drugim Stelemtem Falubazem Zielona Góra (20). Trzecia pozycja to obecnie Dospel Włókniarz Częstochowa (19) a czwarta Fogo Unia Leszno (18).

 

Spokojnie spać może też piąta Unia Tarnów. „Jaskółkom” z 17 punktami spadek nie grozi, a istnieje jeszcze realna szansa na awans do czołowej czwórki. Na baczności musi się mieć Stal Gorzów. 13 punktów nie daje jeszcze spokojnego utrzymania. Daleko też nam do „czwórki”. O utrzymanie walczą jeszcze Rzeszów i Wrocław. Obie ekipy mają po 11 oczek i tu zapewne będzie zacięta walka o byt. Bydgoszcz (8) i Gniezno (8) chyba pomału godzą się z myślą, że zabraknie za rok w gronie najlepszych.

Udostępnij