Stanisław Chomski został powołany dziś na stanowisko trenera Stali. Z nowym szkoleniowcem rozmawialiśmy o kulisach rozmów z zarządem, jego planie na odbudowę drużyny i współpracy z Piotrem Paluchem.

 

www.stalgorzow.pl: Długo zastanawiał się pan nad objęciem posady trenera Stali?

 

Stanisław Chomski: – Moje rozważania trwały trzy dni. Po raz pierwszy odbyłem tyle rozmów z różnymi środowiskami związanymi z klubem i samymi zawodnikami. Chciałem dojść do tego, co jest przyczyną obecnego stanu rzeczy. To dość złożony problem. Wydaje mi się, że zdanie zawodników, ich chęć współpracy ze mną i ich wiara, że coś zmieni się na lepsze spowodowały, że podejmuję to trudne wyzwanie.

 

Jaki ma pan plan na odbudowanie drużyny, która w ubiegłym roku zdobyła mistrzostwo, a teraz jest „czerwoną latarnią” Ekstraligi?

 

– Musimy odbudować zaufanie na każdej płaszczyźnie. Przede wszystkim zawodnicy muszą odbudować wiarę w siebie. Obecnie są mocno zdołowani. Wszystkie nasze działania i środki muszą spowodować wyjście z tego dołka. Oczywiście, można dopatrywać się również innych przyczyn porażek – stan toru, zmiana tłumików, nietrafienie ze sprzętem. Musimy dojść do tego gdzie leży przyczyna i jak ją rozwiązać. Z reguły przyczyna siebie w nas samych.

Problemem w Stali jest obecnie to, że nie ma lidera z prawdziwego zdarzenia. Trudno kłaść na barki Bartka Zmarzlika obowiązki lidera, który podpowiada i kształtuje kierunek, w którym mają iść utytułowani zawodnicy, gdy są pogubieni. Poza tym Bartek ma też inny styl jazdy i fizjonomię niż seniorzy.

Kalendarz również był dla drużyny trudny. Gdyby inauguracja odbyła się w terminie, pewnie Stal by ją wygrała. A tak podczas czwartego meczu drużyna była pod ścianą. Wszyscy byli w rozjazdach. Gdy zespół nie złapie rytmu na początku sezonu, ciężko go później „pozbierać”. Zwłaszcza, że kryzys dotknął trzech liderów Stali Gorzów. To sytuacja bardzo rzadka, ale nam się przytrafiła.

 

Czy zakłada pan współpracę trenera Palucha z pierwszym zespołem?

 

– Współpraca będzie. Taką odbyliśmy rozmowę. Zresztą tak mam, że zanim usiądę do rozmów z zarządami klubów, zasięgam informacji o sytuacji w klubie u źródła. Taki telefon przed spotkaniem z włodarzami Stali wykonałem do Piotra. Nie było mnie tu prawie sześć lat i chciałbym korzystać z jego doświadczenia oraz błędów, które zauważał u zawodników. Tu musi być dialog. Jeśli nawiążemy owocną współpracę, to będzie łatwiej wyjść z trudnej sytuacji. Trzeba nabrać do wszystkiego dystansu i być może wykonać kilka kroków wstecz, by pójść ostatecznie do przodu. Moją ambicją było zawsze wychowanie następców. Wielu zawodników namawiałem, by kończyli kursy instruktorów. Nie po to, by z nimi rywalizować, lecz by wychować z czasem następcę, który przejmie po mnie pałeczkę. Nie dane mi było, by przebiegło to w naturalny sposób. Mam jednak nadzieję, że ten sezon zakończy się dla nas wszystkich pozytywnie i będziemy mogli rozmawiać o kontynuacji kariery Piotra w roli pierwszego szkoleniowca.

 

Pana celem jest nadal play-off?

 

– Teraz trzeba patrzeć mocno w dół tabeli, ale też spoglądać w górę. Każdy mecz trzeba rozpatrywać indywidualnie w sensie wyniku. Każde zwycięstwo odbija nas od dna, a przybliża ku górze. Patrząc na układ tabeli można powiedzieć, że część najtrudniejsze mecze mamy za sobą, ale czeka nas jeszcze wiele trudnych spotkań. Chociażby derby z Falubazem.

 

Wybiera się pan do Zielonej Góry w najbliższą niedzielę?

 

– Mocno się nad tym zastanawiam. Ciężko będzie przebywać tam wiedząc, że jest się trenerem, a nie mając wpływu na wynik, bo trzeba zachować się fair. Ale do meczu jeszcze daleko, więc zobaczymy co się wydarzy.

 

Co sądzi pan o odsunięciu od składu na mecz w Zielonej Górze Krzysztofa Kasprzaka i Mateja Zagara?

 

– To decyzja zarządu. To kij, który ma dwa końce. Nie podważam tej decyzji, ale statek nabiera wody i patrząc w przyszłość, wyrzucenie dwóch „balastów” niewiele zmieni w sytuacji tego statku. Tak bym to obrazowo skomentował.

 

Co oznacza dla pana powrót do Gorzowa?

 

– To dla mnie duże wyzwanie. Zawsze byłem powoływany w sytuacjach trudnych. Tak było gdy spadliśmy z ligi – miałem ciekawą propozycję z Tarnowa, ale zostałem w Gorzowie, by odbudować zespół. Udało się i awansowaliśmy. Tam było w sytuacji, gdy wcześniej trafiłem do Piły, która była beniaminkiem. Tam było też w Gdańsku, gdy klub był po spadku, nie było pieniędzy i trzeba było to wszystko poskładać. Tak było też w sytuacji Torunia, gdy mieli osiem punktów na minusie. Tak było też z reprezentacją w 2005 roku – nikt nie chciał tego objąć, bo uważano, że nie mamy szans. A jednak w tym przypadku udało się zdobyć Puchar Świata i wyznaczyć kierunek, który jest kontynuowany, a medale sypią się jak z rogu obfitości. Nie boję się wyzwań, ale w takiej sytuacji w trakcie sezonu jeszcze nie obejmowałem. Wracam ponadto do klubu, w którym się wychowałem, który jest mistrzem Polski i który ma zawodników o dużym potencjale. To kolejne duże wyzwanie i chciałbym mu podołać.   

Udostępnij