Kolejny rozmówca to, niemający jeszcze okazji w tym sezonie zagrać w meczu ligowym, Wojciech Ławniczak. Popularny „Ława” zdradził nam, że dla niego najpiękniejszy w piłce ręcznej jest moment, w którym piłka wpada do bramki. Co jeszcze powiedział?

 

Wojciech Ławniczak

Pozycja: lewe rozegranie

Numer: 4

Data urodzenia: 22.02.1990

Wzrost: 193cm

Waga: 95 kg

Gra od: ok 15 lat

Ulubiony kolor: niebieski

Ulubiony film: „Limitless”

Ulubiony serial: „Dr House”

Ulubiona książka: Seria książek Briana Tracy’ego

Ulubiony twórca muzyki: Zespół U2

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką ręczną?

Moja przygoda zaczęła się już w szkole podstawowej, gdzie początkowo prowadziła nas nauczycielka wychowania fizycznego, a później przerodziło się to w coś takiego, co się nazywa „SKS”, gdzie po jakimś czasie nasz obecny trener, Janusz Szopa, uczestniczył w treningach. Wybrał sobie grupę osób spośród nas, z którymi chciał współpracować dalej.

 

Co jest najpiękniejsze w tym sporcie?

Moment, kiedy piłka wpada do bramki (śmiech). Zawsze chciałem to powiedzieć, bo to naprawdę bardzo ciekawy moment, zwłaszcza kiedy ktoś wykona to efektownie, pokazowo, to tym lepiej.

 

Myślisz, że kibice są ważni w tym sporcie?

Myślę, że są bardzo ważni, bo jedni zawodnicy lubią grać, kiedy mają „ścianę” za sobą, a inni kiedy tę „ścianę” mają przeciwko sobie, więc obecność kibiców z pewnością działa na plus dla zawodników.

 

Opowiedz troszkę o swoim doświadczeniu.

Na początku graliśmy w Gorzowie, uczyliśmy się tego sportu właśnie tutaj do momentu zakończenia klasy maturalnej. Później wyjechałem do Poznania i miałem tam krótką przerwę, następnie były Niemcy i przygoda z liga półamatorską, gdzie zresztą dołączył do mnie Mariusz Kłak i od zeszłego sezonu jestem znów w Gorzowie i gram w żółto-niebieskich barwach.

 

Gra na twojej pozycji to trudne zadanie?

Wszystko zależy od tego, jak na to spojrzeć, bo można spojrzeć na to w zależności od predyspozycji, ale też od kontuzji, które się odnosi. Ja akurat mam ich dużo, więc akurat w moim wydaniu, to jest trudne (śmiech).  Gdyby nie ta, to pewnie zdecydowałbym się na środek rozegrania, albo nawet i prawe.

 

Jak wiemy, II liga szczególnych funduszy nie przyniesie wam, zawodnikom. Co robisz poza grą? Pracujesz? Uczysz się?

Skończyłem niedawno studia, więc teraz pracuję. Oczywiście nie w zawodzie, jak podejrzewam 99 proc. Polaków. Na co dzień jestem przedstawicielem handlowym. Nie mogę narzekać, bo udaje się pracę z trenowaniem połączyć.

 

A gdzie inne obowiązki? Masz jeszcze czas na życie towarzyskie, dziewczynę, rodzinę?

Dziewczyna jak najbardziej. Teraz mamy kota i królika, także liczba obowiązków wzrosła (śmiech). A na razie nie planujemy jakichś „większych inwestycji” (śmiech). Moja kobieta jest na tyle wyrozumiała, że wie, iż trzy razy w ciągu tygodnia jest piłka, jest jakiś wyjazd, chociaż nie w tym momencie, bo wciąż leczę kontuzję. Nie ma z tym żadnych problemów, a ja pracuję w takich godzinach, które umożliwiają dotarcie na trening. Obowiązki domowe wykonuję jak każdy, tutaj nie ma „większych” historii, także nie ma na co narzekać.

 

Chciałbyś się kiedyś utrzymywać z piłki ręcznej?

Nie, raczej nie. Po prostu wiem, że w moim wypadku to na dłuższą metę może nie wyjść, także jedynie w wersji takiej, jaka jest teraz, ale czy to będzie coś więcej, to szczerze mówiąc – nie wiem.

 

Co najchętniej robisz w wolne wieczory?

Spędzam czas z dziewczyną, co jest oczywiste. Czasami też spotykamy się z kolegami, gramy w Fifę, tak jak połowa zawodników z drużyny, a druga połowa się nie przyznaje (śmiech). Czasami też idę porozmawiać do kuzyna, posiedzieć i nie powiem, że tam czasami nie uskuteczniam jakichś gier komputerowych. A jeśli chodzi o weekendy, to wiadomo, czasami jakieś piwko, sporadycznie, to nie jest wielki problem, żeby kogoś skrzyknąć.

 

Prowadzisz życie typowego sportowca?

Nie do końca. Był taki okres, gdzie naprawdę trzymałem się diety, biegałem dodatkowo, ale w tym momencie nie jest już tak kolorowo.

 

Jaki jest Twój stosunek do innych klubów sportowych w Gorzowie?

Koszykówka swego czasu była na bardzo ciekawym poziomie, więc się interesowałem. Żużel, to od zarania dziejów w Gorzowie jest naprawdę popularny i od małego się nim interesowałem, jak tata był przedstawicielem handlowym i „obstawiali” stadiony to już troszeczkę tego zaczerpnąłem. Nie jestem na pewno przeciwny innym klubom. Jeśli tylko znajdzie się możliwość dla chłopaków chcących grać w piłkę nożną, to też odwieczny konflikt między żużlem a piłką powinien zostać zażegnany. Dlaczego nie rozwijać wielu dziedzin, kiedy naprawdę można? W Gorzowie było tego dużo więcej – siatkówka, choćby, która też podupada z różnych powodów…

 

Co lubisz robić poza piłką ręczną? Masz jakieś hobby?

Bardzo lubię grać w siatkówkę plażową. Dwa sezony temu grałem z Mariuszem Kłakiem, nie wiem czy od tego sezonu, czy już wcześniej, dołączył Mateusz Stupiński, uczestniczyliśmy w wielu turniejach, dla zabawy, ale także dla utrzymania jakiejkolwiek kondycji. Świetny sport, polecam każdemu, można tam poznać wiele ciekawych osób. Oprócz tego jeżdżę na rowerze, a kiedyś także lubiłem wędkować, ale niestety to już przeszłość.

 

Jakie masz największe marzenie sportowe?

Na tę chwilę jest mi trudno odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie jestem zupełnie na jakichś konkretnych celach skupiony i nastawiony na ich realizację.

 

A prywatnie?

Tak jak chyba każdy – być szczęśliwym. A oprócz tego mieć rodzinę, dom, mieć syna, zasadzić drzewo (śmiech).

Udostępnij