Gorzowianie świetnie poradzili sobie w Kartuzach i mogą cieszyć się z 11 zwycięstwa. Oto co mówili po tym spotkaniu.

 

Janusz Szopa: Myślę, że spotkanie z Kartuzami zagraliśmy spokojniej i pewniej niż ostatnie nasze mecze, zwłaszcza na samym początku spotkania. Dobra obrona, wykorzystane sytuacje i trafione kontry były tego wieczoru naszym atutem i to stąd wziął się dość wysoki wynik w pierwszej połowie. Myślę, że powinniśmy grać tak w każdym meczu – nie wchodzić po pewnym czasie w grę, tylko od początku ze skupieniem grać swoją piłkę. Mieliśmy dwa debiuty i myślę, że zarówno jeden, jak i drugi, poradził sobie bardzo dobrze. Łukaszowi Stefanickiemu dwa razy zostały odgwizdane kroki, ale tych kroków nie było według nas. Rzucił bramkę, dograł piłkę do koła, do Kuby (Kubackiego – dop. red.). A Adrian wszedł na ostatnie 5 minut i praktycznie zamurował bramkę, bo gospodarze nie przedarli się przez jego obronę. Sędziowie to osobna działka, zawsze trzeba brać pod uwagę, że gdy jedzie się do jakiejś drużyny, to bardziej pod nią będą gwizdać.

 

Łukasz Stefanicki: W Stali czuję się naprawdę dobrze, atmosfera w drużynie jest bardzo dobra. Bardzo chciałbym podziękować kolegom, że dali mi dziś rzucić tą pierwszą bramkę dla zespołu, co było zaszczytem w debiucie. Ze swojego występu jestem bardzo zadowolony.

 

Adrian Skibiński: Grało mi się bardzo dobrze. To było niestety tylko 5 minut, ale cieszę się, że w ogóle mogłem wejść i zagrać, a tym samym wesprzeć drużynę. Dla mnie ważne są każde minuty w lidze, bo to doskonały sposób, żeby zebrać potrzebne doświadczenie, przydatne w dalszej karierze. Mam nadzieję, że mój występ w Kartuzach pozwoli mi jeszcze zagrać w tym sezonie i liczę, że nie będzie to jedyny mecz ligowy w moim wykonaniu.  

 

Marek Baraniak: Akurat tak wyszło, że w meczu z Kartuzami było 7 karnych i wszystkie rzucałem ja. Z ataku pozycyjnego trzy bramki rzuciłem, na sześć oddanych rzutów, ale jestem zadowolony ze swojego występu. Drużyna zagrała dzisiaj bardzo poprawnie, wszyscy się wspierali. Naprawdę super funkcjonowała defensywa, w ataku również sobie radziliśmy. Myślę, że takie występy są nam potrzebne i dobrze by było gdybyśmy grali tak na co dzień. Jeszcze troszkę pracy przed nami nad konkretnymi elementami i na pewno będzie dobrze w przyszłości. Moja recepta na rzut karny? Szczerze mówiąc nie mam takiej. Rzucam tam, gdzie nie ma bramkarza (śmiech). Nie zakładam sobie, gdzie rzucę piłkę, tylko akurat tak rzucam, żeby bramkarz nie mógł złapać. Trafiam i cieszę się z tego. Lubię rzucać w lewy róg bramki, bo tam zazwyczaj wchodzi.

 

Mateusz Stupiński: Mecz wcale nie był taki łatwy, aby się mogło wydawać. Zostawiliśmy troszeczkę zdrowia na boisku. Wiadomo, że nikt się przed nami nie położy i każdy będzie walczył, więc musieliśmy trochę się natrudzić. Myślę, że zagraliśmy dobre spotkanie, ale nie ustrzegliśmy się kilku błędów. Na szczęście jest jakiś progres w stosunku do poprzednich meczów. Na pewno na co dzień chcielibyśmy grać jeszcze lepiej. Oczywiście wiadomo, że nie popełnia błędów tylko ten, który nic nie robi. Wydaje mi się, że mimo nich, byliśmy wyraźnie lepsi od rywala i kontrolowaliśmy ten mecz. Narzuciliśmy własny styl gry już po pierwszych 10 minutach, ale swoje trzeba wybiegać na boisku.

Czuję się troszeczkę zablokowany brakiem rzutu karnego, troszeczkę śmialiśmy się podczas kolacji: „A, nie wyszło dwa razy i trener już nie ufa”… (śmiech) Oczywiście żartuję. Wiadomo, że jeżeli ja nie trafiam, a Marek podchodzi i ma stuprocentową skuteczność z siódmego metra, to nie ma się co wyrywać. Grzecznie czekam na swoją kolej. Ale oczywiście nie powiem, że nie będę walczył o te karne, bo troszeczkę mi szkoda, że jednak nie rzuciłem ani jednego. To taka mała rywalizacja teraz moja z Markiem, ale zdecydowanie ta zdrowa, czysto sportowa. Jak każdy lubię zdobywać bramki, ale to nie indywidualny wynik jest ważny, a raczej wynik drużyny, więc skupiamy się na tym, by rzucić tą bramkę jedną więcej od przeciwnika, aby dwa punktu ligowe były nasze.

 

Udostępnij