Wielokrotnie wspominaliśmy o miłości do żużla przekazywanej z ojca na syna. W przypadku pana Ryszarda historia potoczyła się inaczej. – Ojciec na mecze nie chodził. Sam biegałem. Mam o dwa lata młodszego brata, to później też z nim. Próbowałem zaszczepić miłość do żużla synowi, ale nie bardzo to wyszło. Chętnie ze mną chodził, ale okazało się, że dlatego, iż kupowałem mu parówkę z bułką. Jest jednak nadzieja we wnukach – przyznał wieloletni kibic Stali Gorzów.

Swoją przygodę z czarnym sportem zaczął już od najmłodszych lat i w odróżnieniu od wielu dzisiejszych fanów, łączył ją też z inną pasją. – Ja zacząłem żużel oglądać w czasach, gdy miałem gdzieś 11-12 lat, w 1964 roku. Mecze odbywały się tylko w niedzielę. Wtedy jeszcze o 11 grał Stilon w III, potem w II lidze i tak biegałem na mecz Stilonu, do domu na obiad i później na żużel. Nikomu to nie przeszkadzało. Tak to się zaczęło i przez wiele lat trwało – wspominał.

Już same podróże na stadion przy Śląskiej miały swój osobisty klimat. – Wtedy nie było jeszcze mostu kolejowego. Część przęseł leżała w wodzie, bo most nie był odbudowany. Na nabrzeżu jest teraz pomnik człowieka, który nazywał się Zacharek i przewoził ludzi barką przez Wartę. Jak był mecz żużlowy, to stała kolejka z dwieście osób, on zabierał na raz około dwudziestu ludzi i tak przewoził. Tak samo po meczu. Dorośli płacili złotówkę, a dzieci 50 groszy. Ówczesne oczywiście – zdradził pan Ryszard.

Ze swojej długoletniej historii doświadczony kibic pamięta wiele momentów. – Z lat 60-tych pamiętam nawet skład drużyny: Pogorzelski, Migoś, Padewski, Rogal, Jurasz. Pozostali się zmieniali, ale pamiętam jeszcze Opalę. Pamiętam również, jak Jancarz zaczął wygrywać pojedyncze biegi. Jechał z Rogalem, a Stal wygrał 5:1 i o dziwo Jancarz, który miał jakoś 18 lat, przyjechał jakieś 50 metrów przed Rogalem. Padewski w parkingu śmiał się z Rogala – mówił. – Wielką sensacją była przebudowa toru. Gorzów tym żył. Teraz żużlem ludzie tak nie żyją. Wtedy skrócili trochę tor, zmienili nawierzchnię i już tradycyjnego żużla nie było tylko granit, a zamiast desek, to bandę tworzyła siatka – dodał.

W ostatnich latach w uczęszczaniu na żużlowe spotkania czasem przeszkadzała praca. – Chodziło się tylko na wybrane mecze, trudno było karnet kupić – przyznał pan Ryszard, który teraz cieszy się emeryturą. Czy wobec tego kupi całoroczną wejściówkę? – Raczej nie. Też będę chodził na wybrane mecze, te topowe. Będziemy jeździć razem z małżonką i wnukami, choć ich teraz bardziej interesuje jeszcze traktor i polewaczka – zaśmiał się kibic.

Pan Ryszard zwrócił też uwagę na to, jak bardzo zmieniło się uczestnictwo w meczu. – Dzisiaj idzie się jak do kina: ma się miejsce, którego nikt nie zajmie. Kiedyś trzeba było być na meczu sporo wcześniej, żeby gdzieś usiąść, bo stadion był na 10-12 tysięcy ludzi, a przychodziło ponad 15 tysięcy. Wszystkie schody były zajęte – przypominał.

3 kwietnia odbędzie się Memoriał Edwarda Jancarza. Nasz rozmówca pamięta moment, gdy legenda gorzowskiego klubu odchodziła z żużla i przekazała swój plastron Piotrowi Świstowi. Teraz z całego serca kibicuje kolejnemu następcy Eddy’ego”, Bartoszowi Zmarzlikowi. – Nie byłem na tym meczu, ale widziałem transmisję w telewizji. Świst miał wtedy bodajże 17 lat. To było duże wydarzenie. Odchodziła legenda, Edwarda Jancarza. Nie wiem, czy ktoś go zastąpi… Może Zmarzlik. Jest na to nadzieja. Bartek, nie dość, że talent, to jeszcze taki poukładany chłopak – zakończył pan Ryszard.

Udostępnij