Marcin Kuryś: Przed meczem „Wianek” napisał do nas wiadomość o treści „Gotowi na wojnę?”. Nie pomylił się, to naprawdę była wojna. Po dwóch gładko wygranych setach przyszło rozprężenie. Może już nam się wydawało, że jesteśmy w finale. Przeciwnik utrudnił zagrywkę, która sprawiała przyjmującym spore problemy, co z kolei powodowało czytelne akcje naszej ekipy. W nasze szeregi wdała się nerwowość, która destrukcyjnie zadziałała na grę drużyny. Przed tie-breakiem powiedzieliśmy sobie, że tylko spokój nas uratuje. Tak właśnie było. Od stanu 8:9 wykorzystaliśmy dobre ustawienie naszego zespołu i zdobyliśmy 7 punktów z rzędu. Wojna, z której wyszliśmy zwycięsko pokazała, że jesteśmy zgranym zespołem, a nie zlepkiem indywidualności. Dotarło do nas, że jesteśmy już w upragnionym finale. Czeka nas teraz dłuższa przerwa, która na pewno przyda się na doleczenie wciąż dokuczających urazów.

 

Michał Wianecki: Pierwsze dwa sety były dla nas idealne, pełna mobilizacja, skuteczność w ataku, dobra zagrywka i gładkie wygrane. Trzeci set, to odwrotność, nic się nie kleiło, za duże rozluźnienie, bo głowami byliśmy już pewnie w finale, a niestety mecz trwał nadal. Tak jak mówiłem wcześniej, AWF postawił wszystko na jedną kartę i zaczął trafiać, nakręcać się i było widać z czego słyną, a mianowicie, że nigdy nie wolno im popuścić choćby na moment, bo może się to źle skończyć. Potem AWF zaczął grać już na luzie i ciężko było ich dojść w jakimś elemencie. Duże brawa dla libero – Marka Miszczaka, bardzo dobre obrony i przyjęcie w całym meczu. To, że jesteśmy już w finale dotarło do nas na samym początku, kiedy rozmawialiśmy, stawialiśmy sobie cel, by grać dobrze, cieszyć się grą i być jak najwyżej w tabeli przed play-offami. Teraz finał, a w nim będzie mocna ekipa Motel Pintal albo Fajnemeble.pl, więc mecz będzie arcytrudny. Wydaje mi się, że wczorajsze mecze półfinałowe były namiastką tego, co będzie się działo w finale. Tam jest jeden mecz, więc wszystko się może zdarzyć. Grało mi się bardzo dobrze, byłem pewny ataków, bark nie dokuczał, jest już podleczony, nie na sto procent, ale jest dobrze. Mam trochę pretensje do siebie odnośnie zagrywki, za dużo psułem, a za mało wnosiłem do meczu. Dużym minusem jest dla mnie granie o tak późnej porze, nie zawsze po całym dniu człowiek ma tyle siły, by grać do 23 godziny na najwyższych obrotach, ale ogólnie jestem zadowolony z wyniku, z gry swojej i całej drużyny.

 

Adam Borek: Na początku graliśmy swoją siatkówkę, byliśmy skupieni i zmotywowani. Kończyliśmy pierwsze akcje i nie pozwalaliśmy przeciwnikowi złapać wiatr w żagle. Później w nasze szeregi wdarło się rozluźnienie. Czuliśmy, że już jedną nogą jesteśmy w finale, a przeciwnik to wykorzystał. Na szczęście w piątym secie wróciliśmy na właściwe tory i pewnie wygraliśmy. Na początku sezonu zakładaliśmy miejsce w pierwszej czwórce, ale po rundzie zasadniczej, gdzie zajęliśmy drugie miejsce, po cichu liczyliśmy na ten finał i wiedzieliśmy, że wszystko jest w naszych rękach. Mecz był bardzo trudny, zarówno pod względem fizycznym, jak i fizycznym. W naszym zespole jest dużo kontuzji i wielu zawodnikom doskwierają drobne urazy, dlatego w każdym kolejnym meczu gra się coraz trudniej, jednak z pewnością w finale damy z siebie wszystko.

Udostępnij