Jeśli chodzi o żużel, nie każdego spotyka miłość od pierwszego wejrzenia. Związek pani Marzeny i czarnego sportu od początku był dość trudny: 

– Jak ja okropnie nienawidziłam żużla! Mój chłopak, obecnie mąż, co tydzień w niedzielę albo uciekał na kilka godzin na stadion, albo przesiadywał przed telewizorem i nie było z nim kontaktu. Zarzekałam się, że moja noga na stadionie nie postanie. Dla mnie ten sport oznaczał wtedy nudne, monotonne i bezcelowe jeżdżenie w kółko, pozbawione jakichkolwiek emocji. Lata mijały, wyszłam za mąż i po ślubie mężowi w końcu udało się mnie przekonać. To miał być ten jeden, jedyny raz, pierwsze w sezonie 2009 spotkanie z Polonią Bydgoszcz. Mecz nie był może najbardziej widowiskowy, była za to piękna pogoda, zaskakująco dużo kibiców i… fenomenalny Tomasz Gollob. Pamiętam, że ustanowił wtedy rekord toru i zdobył moje serce całkowicie. Zachwycił mnie swoim charakterystycznym stylem jazdy – jako świeżak” nie rozpoznawałam zawodników, natomiast sylwetka pana Tomka była nie do pomylenia! 

Miłość do czarnego sportu rozwijała się z biegiem czasu. Prawdą jest, że w pełni zrozumieć żużel można jedynie na stadionie: 

– W telewizji nie czuje się tych emocji. Zapach, dźwięk, adrenalina, tysiące kibicujących osób wokół – to wszystko sprawiło, że nawet taki zatwardziały przeciwnik tego sportu jak ja, wywiesił białą flagę. A raczej żółto-niebieską, na dachu samochodu! Mąż był, i do dziś jest, zachwycony, że stałam się godnym partnerem do rozmów o Grand Prix i lidze… i oczywiście, że już dłużej nie narzekam, gdy wychodzi na mecze. Ba, sama kupuję bilety! Któregoś razu na urodziny sprawiłam mu niespodziankę  postaci „stalowego” tortu – wyglądał, jakby wygrał los na loterii! – wspomina ze śmiechem pani Marzena. 

Żużel, jak widać, może umacniać związki. Każdy mecz to jednak również osobiste przeżycia. Jakie wydarzenia najsilniej utkwiły w pamięci naszej dzisiejszej rozmówczyni? 

– Jednym z najpiękniejszych momentów na Stadionie im. Edwarda Jancarza był finał Drużynowego Pucharu Świata w 2011 roku. Biało-czerwony tłum, najgłośniejszy doping, jaki dotychczas słyszałam, niesamowita druga połowa zawodów po trudnym początku i fantastyczny pojedynek Golloba z Crumpem w ostatnim biegu! Do dziś mam ciarki, gdy tylko pomyślę o tym dniu – to są emocje, których się nie zapomina. Drugim najważniejszym dla mnie wspomnieniem (oczywiście oprócz „mistrzowskiego” finału w sezonie 2014) jest pierwszy wygrany bieg Bartosza Zmarzlika. Już wcześniej, na zawodach młodzieżowych, widziałam, co potrafi i że jest pod najlepszymi możliwymi skrzydłami – Tomasza Golloba. Ta pierwsza „trójka” była symboliczna i rozpoczęła passę, która trwa u tego niesamowitego chłopaka do dziś. Jest dla mnie takim następcą Golloba i życzę zarówno jemu, jak i sobie, żeby w przyszłości powtórzył sukces naszego Mistrza!  Niesamowitym doświadczeniem był również cały stadion skandujący „Zostań z nami!” w kierunku Przemka Pawlickiego podczas pożegnalnego meczu Piotra Palucha w 2010 roku. Jestem bardzo zadowolona, że Przemek wrócił do naszej drużyny i w tym sezonie znowu będzie walczył dla Staleczki!

Pani Marzena wspomina również ostatni Memoriał, rozgrywający się na gorzowskim obiekcie w 2009 roku. 

– W „moim” pierwszym sezonie odbył się ostatni do tego roku Memoriał Edwarda Jancarza. Byłam na tych zawodach, wygranych przez parę Holta – Jonasson i jestem niesamowicie szczęśliwa, że tradycja powraca do nas ze zdwojoną siłą. O swoje legendy trzeba dbać, a tegoroczne spotkanie ma tak silną stawkę, że może równać się nawet z Grand Prix! Nie mogę się doczekać tego ścigania, bilety leżą oczywiście w domu od kilku tygodni i czekają na swój czas. Zacznijmy w końcu ten sezon!

Image and video hosting by TinyPic

Udostępnij