Od jak dawna chodzisz na mecze żużlowe? 
-Odkąd pamiętam! Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie podać konkretnej daty, bo fascynację tym sportem przejąłem od taty, kiedy jeszcze chyba nosiłem pieluchy. A tak na poważnie, to gdy miałem 6 lat już nikt nie musiał mnie namawiać, żebym pojawił się na stadionie. 


Jako młody chłopak szalałeś więc pewnie nie za muzykami czy piłkarzami, a właśnie za żużlowcami?
 
-Dokładnie! Zawodnicy byli dla mnie przykładem prawdziwych facetów, twardych, z zimną krwią, walecznych. Do dzisiaj jestem dumny, że mogłem na żywo oglądać Tony’ego Rickardssona. Niewiele pamiętam z czasu, gdy miałem te kilka lat, ale to jest coś, czego się nie zapomina – zawsze chciałem być jak Tony. Namawiałem nawet rodziców, żeby pozwolili mi trenować żużel, ale zawsze spotykałem się z oporem ze strony mamy i się nie udało. 


Zbliżają się kolejne Derby Ziemi Lubuskiej. Jako wierny kibic, na pewno pamiętasz spotkanie z zielonogórską drużyną, które było w jakiś sposób szczególne. Chciałbyś powrócić z nami do tego momentu?
 
Pewnie, że pamiętam! W roku 2009, w sierpniu, wypadały 67. derbyFalubazem. Nie wiem, czy to przez walkę o play off’y, czy zwykłą niechęć naszych drużyn (swoją drogą dziwnie tego dnia wzmożoną), ale takiej atmosfery przed meczem chyba jeszcze u nas nie było. Od rana aż do pierwszego wyścigu z nerwów bolał mnie brzuch. Już od południa na ulicach było widać, że szykuje się coś wielkiego – wszędzie pełno policji, ludzie z szalikami, rozmowy głównie o zbliżającym się starciu. Było w tym coś niesamowitego – wydawało się, że tego dnia każdy mieszkaniec Gorzowa oddychał i żył tylko i wyłącznie żużlem. 
 
Pamiętasz przebieg samego pojedynku?
 
-Niestety – a może stety – bardzo dobrze. Gdy wracam myślami do tamtego dnia, przed oczami stają mi kłęby dymu unoszące się z trybun i petardy wyrzucane z sektora kibiców gości. I trzy niecodzienne sytuacje, związane z zawodnikami. Najpierw Holta, który przez cały bieg prowadził, a na ostatniej prostej… zdefektował. W takim momencie czuje się bardziej niż zwykle, że szczęście w tym sporcie jest potrzebne tak samo jak dobrze spasowany silnik czy umiejętności techniczne. Później sytuacja z Holtą i Ruudem, którzy pomylili biegi i zamiast Rune, pod taśmą ustawił się nasz Szwed. Na koniec przychodzi mi na myśl wyjątkowo nieprzyjemna sytuacja z Piotrem Protasiewiczem, który złym zachowaniem w trakcie biegu zdenerwował naszych kibiców, którzy zareagowali niepotrzebną agresją i… zaczęli rzucać w niego plastikowymi butelkami. Czarę goryczy przelało zachowanie gości, którzy wyrywali później krzesełka i wyrzucali je na tor. To jedna z chwil, w których emocje brały górę nad rozsądkiem. To było prawdziwa wojna – nie tylko na torze, ale też na trybunach. Ostatecznie minimalnie przegraliśmy, a miasto – po całej tej burzy – nagle ucichło 


Wybierasz się na najbliższy derbowy pojedynek?
 
-Oczywiście! Zamierzam wspierać naszą drużynę i mocno wierzę w wygraną – ostatnio spotkania z Falubazem układają dla nas coraz lepiej i – choć mam wrażenie, że tamtej atmosfery już nic nie przywróci – to dobrze, że wszystko przebiega trochę spokojniej… W końcu lubuskie żużlem stoi! 

Udostępnij