stalgorzow.pl: W niedzielę niezwykle ważny mecz. Jak wyglądają przygotowania do tego starcia?

Stanisław Chomski: Można powiedzieć, że przygotowania nie odbiegają od tych, które były. Jesteśmy w bardzo gorącym okresie startowym. Kończą się rozgrywki w Szwecji, w Anglii wchodzą w decydującą fazę. Jest finał mistrzostw Europy, czyli SEC, a zawodnicy są bardzo zaangażowani, ale także próbujemy znaleźć czas, żeby u siebie na obiekcie pewne elementy przetestować pod kątem meczu z Toruniem.

Jaki stawiacie sobie cel przed pojedynkiem na MotoArenie?

Cel jest zawsze jeden. Zawsze i wszędzie wygrać! To hasło przedstawiam drużynie za każdym razem na odprawie. A czy się uda? Czas pokaże czy osiągniemy ten cel. Jeśli nie będziemy sobie stawiali wysokich wymagań, to dążenie do nich może przynieść efekt, który będzie niezadawalający dla nas wszystkich, ale to jest sport bardzo złożony i nie tylko motywacje, nie tylko ambicje. Wiele czynników na to wpływa, zwłaszcza technicznych i trochę szczęścia jak w każdej innej dziedzinie życia. Splot tych czynników powoduje, że albo będziemy się cieszyć albo drapać po głowie.

Cały sezon Stal Gorzów liderowała w tabeli, a teraz jedzie w finale Ekstraligi. Z pewnością wszystkie oczy sympatyków Speedwaya  będą zwrócone na Pana i Pańską drużynę. Jak to może na Was wpłynąć? Zestresować czy może zmotywować?

I torunianie, i my przeżyliśmy jeden etap. My pokonaliśmy zdecydowanie Wrocław w dwumeczu, a torunianie obronili zaliczkę zdobytą u siebie. Teraz zacznie się walka o prymat w kraju, złoty medal. Motywacja jest na pewno potrzebna, ale nie można przesadzić. Zewsząd słychać różne głosy, ale trzeba robić swoje. Taka jest otoczka sportu, tych zawodów i takie jest środowisko, które zawsze będzie dywagowało, próbowało wywrzeć jakąś presję. Uważam, że każda drużyna, która dotarła do finału, już osiągnęła sukces. A kto wygra? Znaczenie będzie miała też dyspozycja dnia.

Jak Pan ocenia finałowego rywala Stalowców Get Well Toruń?

Znakomity rywal, który przed sezonem był stawiany w gronie faworytów, ich notowania były wyższe niż nasze. W trakcie sezonu pokazaliśmy, że walczymy o najwyższe trofeum. I oni, i my dotarliśmy do finału. Takie były cele obydwu drużyn. Jest to rywal naprawdę godny finału.

Jak ocenia Pan dyspozycję swoich zawodników? Wszyscy będą w optymalnej formie, by godnie walczyć w finale?

Żużel to jest taki sport, że dziś można zrobić komplet punktów, a jutro na tym samym obiekcie na przykład o połowę lub kilka mniej. Forma, to jest odpowiednik dyscyplin, gdzie tylko i wyłącznie odpowiada człowiek, nie ma czynników zewnętrznych. A tutaj te czynniki są bardzo ważne. W grach zespołowych, jak na przykład koszykówka, siatkówka, gospodarz ma zawsze większy atut, bo gra w swojej hali. A tor? Tor to jest czynnik tak zmieniający się nie tylko ze względu na przygotowanie, ale i warunki atmosferyczne, i powinien zawsze stawiać gospodarza w roli faworyta, chociaż nie zawsze to wychodzi. Tu wiele czynników wpływa na to, żeby forma była optymalna. I musimy to tak sterować, żeby była forma i psychofizyczna, i sprzętowa.

Czy w jakiś sposób pokusi się Pan o ocenę szans swojej drużyny na zwycięstwo w Toruniu?

Naszym założeniem jest zwycięstwo. A czy będziemy się cieszyć, czy rywal nas skarci, to zobaczymy. Do tej pory różnie to wychodziło gorzowianom. Jak popatrzymy na historię to na MotoArenie wyniki nie były zbyt optymistyczne, a z drugiej strony torunianie też nie zawsze błyszczeli w Gorzowie. My mamy jasny cel i musimy go zrealizować, a czas pokaże. Już nie ma innych wariantów, że jedziemy , żeby przegrać czterema, czy pięcioma punktami. Falubaz też się cieszył, że przegrał tylko dziesięcioma punktami i się skończyło na tylko. Jedziemy po maksymalnie największy wynik!

 

 

 

Udostępnij