Jak poznaliście się z Bartkiem? Zaiskrzyło od razu, czy stopniowo pojawiało się coś więcej?

Diana Starzyńska: – Z Bartkiem poznaliśmy się bardzo dawno temu, nie pamiętam już czy na pierwszym, czy na drugim roku moich studiów. Na początku można śmiało powiedzieć, że się wręcz nie lubiliśmy i nie ukrywaliśmy tego. Tak naprawdę dopiero po wielu latach znajomości coś zaiskrzyło. Chociaż, jak teraz sobie przypominam, nawet na pierwszym spotkaniu po latach mnie zdążył zdenerwować, bo połamał mi papierosy, które wtedy zdarzało mi się popalać i wyrzucił w krzaki.  Z kolei na drugim spotkaniu mówił mi, że mam uważać żebym nie nakruszyła mu jedzeniem w samochodzie, więc na koniec po złości mu wcisnęłam papierek po jedzeniu w drzwi. Jak ktoś by nas z boku obserwował, to podejrzewam, że w życiu by nie powiedział, że będziemy małżeństwem.

 

Ile jesteście ze sobą? Jak długo jesteście małżeństwem?

– Znamy się długo, bo mniej więcej od początku moich studiów, czyli gdzieś od 2008 roku, a jesteśmy ze sobą od czterech lat. Żoną Bartka jestem od prawie 3 lat. Zresztą nasz ślub był dosyć spontaniczną decyzją, po mimo, że byliśmy ze sobą dosyć krótko, to nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy się pobrać. Dlatego pobraliśmy się szybko, a ślub był organizowany na wariackich papierach. (śmiech)

 

Kiedy dowiedziałaś się, że Twój partner uprawia sport?

– Tak naprawdę od razu, ponieważ poznałam go na meczu w Zielonej Górze. Wtedy w ogóle nie widziałam w nim swojego partnera życiowego, więc to, czy on był sportowcem, nie miało dla mnie żadnego znaczenia.

 

Jak wygląda życie z zawodowym sportowcem? Opowiedz trochę o tym, jak wygląda Wasz wspólny zwykły dzień, jak jest przed meczami? Co jest najtrudniejszego, a co najłatwiejszego w byciu partnerką zawodnika niejednokrotnie znanego w Polsce i na świecie?

 

Nasze życie małżeńskie nie należy do najłatwiejszych z tego względu, że nie widzimy się na co dzień. Jest to dość duża trudność, bo tak naprawdę spotykamy się głównie na weekendy i to nawet nie na każdy. Kiedy mecze są tutaj, na miejscu, w Gorzowie, staram się do Bartka przyjeżdżać, ale w innym przypadku ten kontakt jest utrudniony. Jak już się widzimy to z pewnością coś do czego muszę się dostosowywać  to rytuały Bartka, szczególnie te jedzeniowe. Musi zjeść o danej godzinie, musi wypocząć przez jakąś określoną ilość czasu przed treningiem, przed meczem i pod to trzeba podporządkować swój dzień. A najłatwiejsze…  Chyba to, że mają dużo czasu wolnego w ciągu dnia, więc jak ja też mam wolne, to tak naprawdę możemy dużo czasu ze sobą spędzić.  

 

Znany zawodnik, to i fanki. Pojawia się zazdrość? Jak sobie z nią radzić?

– Myślę, że zarówno z mojej strony, jak i z Bartka strony pojawia się zazdrość. Chyba nawet on jest większym zazdrośnikiem niż ja. Ale nie jest to jakaś szczególna zazdrość , tylko taka jak u każdego normalnego człowieka. My z Bartkiem bardzo dużo rozmawiamy, ufam mu, a jestem zazdrosna, jak każda kobieta, ale nigdy to nie wpływało na nasz związek. Myślę, ze po prostu mieścimy się w granicach normy (śmiech).

 

Gdybyś miała opisać Twojego męża w jednym słowie, to jakie by ono było i dlaczego?

– Chyba nikogo tak naprawdę nie można określić tylko jednym słowem. Bartek jest taką osobą, z którą nie można się nudzić. Nikt mnie nie potrafi tak rozśmieszyć jak on. Ma specyficzne poczucie humoru, które zawsze mnie do niego przyciągało.  Z drugiej strony jest bardzo zorganizowany i  dokładny. Bartek do wszystkiego, do czego się zabiera, to robi to zawsze od A do Z i angażuje się w 100%. Wszystko robi z odpowiednią organizacją i nie ma w tym przypadku. Dlatego też to Bartek u nas w domu płaci rachunki, bo zawsze pilnuje wszelkich terminów i to on planuje wszelkie wyjazdy!  (śmiech).

 

Życie sportowca to również zmiany klubów i wyjazdy. Nie zawsze kobiety decydują się na jeżdżenie za swoją miłością przy każdej zmianie klubu – Ty zdecydowałaś się zostać w Płocku – dlaczego akurat w ten sposób? Jak radzicie sobie z częstą rozłąką, będącą częścią pracy Twojego partnera?

– Jest to naprawdę duża trudność, bo naturalne jest, że tęsknimy za sobą. Wynika to z tego, że prowadzę własny biznes w Płocku, więc nie jestem w stanie się przeprowadzić, bo jest to coś, z czego nie chciałabym rezygnować. Tak jak Bartek, ja również staram się rozwijać swoje pasje. Zresztą, Bartek to rozumie i oboje szanujemy swoją chęć rozwoju i nigdy nie blokujemy siebie nawzajem. Pod tym względem akurat jesteśmy dwoma osobnymi jednostkami, które po prostu są małżeństwem, ale każdy rozwija siebie w indywidualny sposób.  

 

A za pierwszym razem było Ci trudno wyjechać z Gorzowa?

– Za pierwszym razem tak, było mi trudno wyjechać z Gorzowa, bo jechałam tak naprawdę w nieznane i zostawiałam swoje rodzinne miasto, którego nie planowałam już opuszczać po powrocie ze studiów. Pierwszy raz wyjechałam do Bartka do Lubina, ale na krótko. Później od razu wyjechałam do Płocka i zaczęłam pracę w Warszawie, która mnie później zainspirowała do otworzenia w Płocku własnego biznesu.  Dlatego nie żałuję, że taką decyzję podjęłam. Gdyby nie wyjazd, nie nabrałabym  nowych doświadczeń. Cały czas mam jednak bardzo duży sentyment do Gorzowa, bo tutaj jest mój dom rodzinny i wszyscy moi bliscy.

 

Jesteś jedną z tych dziewczyn, które lubią bywać na meczach swoich partnerów czy raczej nie przepadasz za sportem i nie do końca interesuje Cię, jak wygląda to w wykonaniu Twojego męża?

– Uwielbiam chodzić na mecze, lubię ten klimat. Zresztą lubię też oglądać różne mecze w telewizji. Wiadomo, jednak, że Bartka mecze przeżywam zupełnie inaczej. Zależy mi żeby indywidualnie dobrze grał i zawsze mocno trzymam za to kciuki. Do tego stresuję się ogólnie o wynik na  każdym meczu, bo wiadomo, jak każdemu, kto jest na hali, zależy mi na tym, żeby drużyna wygrywała. To są duże emocje, więc zdarza mi się krzyczeć, jak sędzia coś nie tak odgwiżdże albo zamykać oczy, jak ktoś „ma setkę” (stuprocentową sytuację – dop. red.). A jak nie mogę być na meczu, to zawsze śledzę relację.

 

Opowiedz, co czujesz gdy oglądasz Bartka na parkiecie? Duma, radość, zdenerwowanie, może pojawia się strach i obawa o zdrowie? Jak to u Ciebie wygląda?

– Trudno powiedzieć, co przeważa. Tak naprawdę te uczucia pojawiają się naprzemiennie. Wiadomo, że jeżeli widzę, że jest taka sytuacja, że Bartek zderzył się z innym zawodnikiem i leży na parkiecie, albo niefortunnie został sfaulowany, to wtedy przeważa to uczucie strachu o jego zdrowie, ale zazwyczaj po prostu cieszę się z tego, jak Bartek gra i z jego osiągnięć na boisku. Lubię oglądać jego grę, szczególnie jak np. robi przechwyt, który z poświęcenia kończy się wbiegnięciem na trybuny. (śmiech) A dumna jestem z niego po każdym meczu, bo wiem, że zawsze daje z siebie wszystko.

 

Wiadomo, że zawodnicy, przechodząc z klubu do klubu utożsamiają się z barwami i miastem, w którym grają. Jak to bywa w Twoim przypadku? Kibicujesz drużynie, w której startuje akurat Twój mężczyzna, czy masz swój ulubiony klub, a skupiasz się bardziej na kibicowaniu samemu chłopakowi?

– Nie, to zawsze jest tak, że kibicuję całej drużynie i wspieram nie tylko Bartka, ale też drużynę. W końcu chłopacy na wynik pracują razem. Myślę, że sporty drużynowe ogólnie tym się charakteryzują, że są raczej wszyscy są zżyci ze sobą na boisku i poza nim. Dlatego też zawsze mam okazję poznać Bartka kolegów z drużyny i ich partnerki. Już wiele wspaniałych osób z różnych miast dzięki temu poznałam i te znajomości trwają do dziś. Co do ulubionego klubu, to kiedyś dawno temu mocno kibicowałam Stali Gorzów, teraz znowu miłość do tego klubu wróciła – tylko, że do sekcji piłki ręcznej.

 

A może Ty również uprawiasz jakiś sport? Jeśli tak, to jaki?

– Absolutnie nie! (śmiech) Mimo że bym chciała, to zawsze szukam wymówek na uprawianie sportu. Kiedyś więcej czasu poświęcałam różnym ćwiczeniom, potrafiłam się zdyscyplinować i wstać nawet o szóstej rano, żeby iść na siłownię. Teraz 100% swojego czasu poświęcam firmie i tylko sporadycznie zdarza mi się zdążyć na ćwiczenia z jogi.   

 

Co według Ciebie może być pasjonujące w sporcie, który uprawia Twój mąż?

– Myślę, że wiele rzeczy, tak naprawdę. Być może najbardziej ta adrenalina, która się pojawia. Myślę, że ten dreszczyk zdarza się zarówno u zawodników, jak i kibiców, ale u zawodników to jednak zdecydowanie przeważa. Poza tym, sport pozwala ciągle się rozwijać i to nie tylko fizycznie. Pozwala być częścią czegoś większego.

 

Myślisz, że w tym sporcie istotny jest kontakt zawodnika z publicznością?

W trakcie meczu trudno mi powiedzieć, bo musiałabym spojrzeć z perspektywy zawodnika, wejść w jego buty, a nigdy nie uprawiałam sportu. A okiem kibica, jest to na pewno przyjemne, jak zawodnicy mają ten kontakt z publicznością, jednak rozumiem z drugiej strony, że muszą pozostać skupieni, a takie kontakty nieraz pewnie mogą rozpraszać ich grę. Z Bartkiem praktycznie zawsze łapie pierwszy kontakt wzrokowy dopiero po meczu. W trakcie meczu przez 200% czasu jest zainteresowany tylko i wyłącznie tym, co dzieje się na boisku.

 

Jesteś jedną z osób, które najbardziej znają Bartka. Sama wspomniałaś o rytuałach, które ma – jakie one są i które najbardziej Cię denerwują?

– Jedzeniowe! (śmiech) Wtedy musimy jeść o określonej porze i zdarza mi się jeść z Bartkiem z wygody, żeby dwa razy przy garnkach nie stać, a czasem wcale nie jestem głodna w tym czasie. Poza tym jeśli gotujemy w domu, to jemy tylko rzeczy, które Bartek lubi, bo jest bardzo wybredny jeśli chodzi o jedzenie. Ma szczęście, że ja zjem tak naprawdę wszystko (śmiech). Chyba jakichś innych szczególnych rytuałów nie ma, raczej stara się skupiać i odpoczywać przed treningami i meczami, i tyle.

 

Czy pasja Twojego partnera przyciągnęła Cię do niego czy raczej stanowiła jakąś przeszkodę?

– Nigdy nie było sytuacji, żeby pasja Bartka w jakikolwiek sposób mnie odrzucała, wręcz przeciwnie bo lubię ludzi z pasją i cieszę się, że mój mąż też ją ma. O tym, że Bartek gra w piłkę, wiedziałam już wiele lat przed tym, jak zaczęliśmy ze sobą być, ale dopiero po latach kiedy go bliżej poznałam uznałam, że jest świetnym facetem, który na dodatek ma swoją pasję.

 

Jak wyglądają wakacje ze sportowcem? Czy Bartek potrafi odciąć się od swojej dyscypliny i zapomnieć o niej podczas urlopu?

– Wakacje to akurat u nas najprzyjemniejszy czas w roku. Ja z racji swojego zawodu też mam wtedy czas wolny. Staramy się część tego czasu spędzić aktywnie, ale raczej wypoczywamy i cieszymy się sobą, bo przez cały rok tego wspólnego czasu nie ma zbyt wiele. Z samą piłką ręczną jednak cały czas mamy styczność, bo na urlop zazwyczaj jedziemy z kimś, kto również jest lub był związany z tą dyscypliną, dlatego różne tematy związane z piłką ręczną cały czas się pojawiają. Zresztą nawet w domu ten temat się pojawia podczas urlopu w rodzinnych stronach Bartka, bo jego szwagier również gra w piłkę ręczną, tak jak zresztą tata Bartka, który również uprawiał tę dyscyplinę.

 

Czy masz jakąś specjalną anegdotkę, wspomnienie, którym chciałabyś się podzielić?

– Na pewno psy odgrywają w naszym życiu ważną rolę i z nimi wiąże się wiele naszych wspomnień. Tak jak wspomniałam wcześniej z Bartkiem nie darzyliśmy się sympatią, wręcz przeciwnie, więc nawet jak doszło do tego, ze rozmawialiśmy, to nigdy nie  były to przesłodzone rozmowy,  tylko bardziej docinanie sobie i przekomarzanie się. (śmiech) Zresztą, to chyba w nim pokochałam, że jest takim trochę gburem i „zaczepą”. W każdym bądź razie pamiętam, że pierwszego buziaka mu wysłałam, jak się dowiedziałam, że stracił swojego pieska i od tej pory chyba zaczęliśmy normalnie rozmawiać. Nieco ponad rok później byliśmy już parą, jechaliśmy z Płocka do Gorzowa i zobaczyłam wiadomość od kolegi, że znalazł cztery porzucone szczeniaki w kartonie. Długo się nie zastanawiając, pojechaliśmy do niego z Bartkiem, żeby jednego przygarnąć. Wyszło tak, że mieliśmy spór, o to którego wziąć ze sobą, więc wyszliśmy z dwoma psiakami (śmiech). Zresztą, też od razu musiały przywyknąć do podróżniczego trybu życia, bo nie mieszkaliśmy z Bartkiem razem, więc psiaki jeździły w tą i z powrotem ze mną lub z Bartkiem samochodem.

 

Opowiedz mi, jak zareagowałaś na informację z naszego wywiadu z Bartkiem z cyklu „Nowi w Stali”, gdzie stwierdził, że chciałby mieć aż trójkę dzieci?

Nie zdziwiło mnie to! (śmiech) Często tak naprawdę rozmawiamy o powiększeniu rodziny, od początku naszej znajomości pojawiały się na ten temat rozmowy, ile dzieci byśmy chcieli i zawsze to była dosyć spora gromadka. Zarówno ja i Bartek uwielbiamy dzieci i sami mamy rodzeństwo, co też pewnie wpływa na chęć posiadania dużej rodziny. Zresztą Bartek działa jak magnes na dzieci. Zawsze wszystkie dzieciaki się na nim wieszają i już po 5 minutach staje się „wujkiem”.  Na razie nasza rodzina składa się z tylko dwóch psiaków, więc dużo jeszcze pracy przed nami. (śmiech) 

 

Sport to zarówno sukcesy, jak i porażki. Jaki jest Bartek właśnie w momentach sukcesów, a jaki po porażce?

– Taki sam. I za to też tak bardzo go cenię, jako osobę, że po prostu potrafi zachować chłodną głowę w każdej sytuacji i jakoś nie wpływa to znacząco na jego dzień, a przynajmniej tego nie okazuje. Zresztą, potrafi też ten spokój przenieść na mnie, jak ja się czymś stresuję.

 

Co robisz, kiedy Twój mąż jest na Ciebie zły? Zdarzają się w ogóle takie sytuacje, czy ogólnie cud, miód i orzeszki?

– Jedyne sytuacje, przychodzące mi teraz na myśl, gdy on jest na mnie zły, to kiedy o coś się pokłócimy. Wtedy najczęściej ja też jestem zła. Trudno mi więc powiedzieć, co robię (śmiech). Chyba najczęściej rozchodzimy się do dwóch pokojów, aż jedno przyjdzie do drugiego. Ogólnie nie zdarza nam się nigdy kłócić na długo.

 

Co najczęściej robicie razem, wspólnie?

Teraz dość rzadko się widzimy, więc trudno stwierdzić… Jak się widzimy, to spędzamy czas z przyjaciółmi, z rodziną, a jak jesteśmy sami to z chęcią oglądamy jakieś filmy, seriale. Ostatnio też bardzo nam się spodobały „escape rooms” i z chęcią do nich chodzimy ze znajomymi.  

 

Sport to też kontuzje. Zdarzały się u Bartka? Jak wtedy wygląda Wasze wspólne życie?

– Tak, wiadomo, życie sportowca jest narażone na takie rzeczy. U Bartka też jakiś czas temu taka kontuzja się pojawiła. Bartek, jak już wcześniej wspomniałam, jest osobą bardzo poukładaną i systematyczną w tym, co robi, więc po prostu skupił się na tym, żeby się rehabilitować i wrócić jak najszybciej do zdrowia i nie wpłynęło to też na jego sposób bycia, na jego zachowanie. Wziął się do pracy i po prostu skupił się na tym, żeby wyzdrowieć.

Udostępnij