Czy pamięta Pan swój pierwszy mecz i kto Pana na niego zabrał?
– Na pierwszy mecz zabrali mnie rodzice i było to w sierpniu 1985 roku, pożegnanie Edwarda Jancarza. Tak mi się spodobało, że całą drogę powrotną do domu trzymałem patyk w ręku i miałem buzię oplutą od naśladowania dźwięków motocykla żużlowego.
Czy w Pana domu rodzinnym żużel był obecny, czy raczej nie?
– Tak, żużel był ważny w moim domu rodzinnym, kibicowali tata i dziadek i od niech „zaraziłem” się miłością do czarnego sportu.
Co według Pana zmieniło się w żużlu od czasu, w którym zaczął Pan chodzić na mecze, do teraz? To dobre zmiany?
– Na pewno zmienił się styl jazdy żużlowców – teraz jeżdżą lepiej i jeszcze bardziej widowiskowo. Mamy też piękny stadion i mimo że to wtedy zakochałem się w żużlu, raczej nie chciałbym powrotu do tamtych czasów.
Czy ma Pan ulubionego zawodnika?
– Zdecydowanie Bartek Zmarzlik, ponieważ jeździ widowiskowo, ale ma pokorę i predyspozycję, do pokonywania kolejnych trudności i zdobywania najwyższych szczytów.
Co najbardziej zapadło Panu w pamięć od czasu, w którym zaczął Pan przychodzić na mecze żużlowe?
– Transfer Tomasza Bajerskiego z Torunia do Gorzowa. To był prawdziwy hit transferowy i nie da się go zapomnieć. I oczywiście mecz Stali z Iskrą Ostrów o wejście do Ekstraligi. Był to chyba jeden z najbardziej emocjonujących meczów, na jakich byłem.
Co powiedziałby Pan osobie, która nie była jeszcze na żużlu, żeby zachęcić ją do przyjścia na stadion?
– Powiedziałbym, że jest bardzo fajnie, adrenalina nie pozwala usiąść, emocje i wspaniały doping połączone są ze świetną zabawą. Pójdziesz raz i się zakochasz.
„