Profesor z Oxfordu, bo tak nazywany był 22-krotny mistrz świata w różnych żużlowych turniejach, urodził się w 1959 roku w Brovst, gdzie w wieku 16 lat posmakował rozgrywek ligowych. Do naszego kraju zdarzało mu się przyjeżdżać na długo przed wejściem do polskiej ligi w 1990, kiedy to miał już na koncie trzy tytuły indywidualnego mistrza świata.

Pierwszy raz przyjechałem do Polski prawdopodobnie w 1978 na półfinał Mistrzostw Świata Par. Nie pamiętam gdzie się odbywał (8.06.1980r. w Częstochowie – 2. miejsce w półfinale MŚP za Jancarzem i Plechem – dop. aut.). Jechałem z Ole Olsenem. To było jednak wiele lat temu i oczywiście pamiętam Polskę przed reformacją ustrojową. Trudno to było porównać z resztą Europy, jak ludzie walczyli o wolność. Nocowaliśmy w hotelach, płaciliśmy amerykańskimi dolarami, a Polacy czekali w sklepach, by dostać trochę chleba i mięsa – wspominał Hans Nielsen.

Pierwszym polskiem klubem Duńczyka, który rozpoczął napływ zagranicznych żużlowców do Polski, był Motor Lublin. – Pojawiałem się w tym kraju kilka razy w ciągu kariery, by np. bronić mistrzostw świata, ale dopiero w 1990 dołączyłem do zespołu z Lublina, by jeździć w lidze. To było miłe, a żużel stał się w Polsce jeszcze bardziej sportem międzynarodowym. Do tego telewizja, sponsorzy – kontynuował czterokrotny IMŚ.

Bogata kariera wielkiego mistrza dobiegła końca w 1999 roku, kiedy startował w Polonii Piła. W tym mieście zorganizował nawet swój turniej pożegnalny. – Spędziłem tu wiele dobrych lat. Zostałem nawet odznaczony przez prezydenta Kwaśniewskiego za 10 sezonów jazdy tutaj i za wspaniałą pracę dla polskiego speedwaya. To był wielki honor – przypominał sobie Nielsen.

Atmosferę, z jaką reprezentant Kraju Hamleta spotkał się na polskich stadionach, opisał jako wyjątkową. A jego sukcesy doceniono także w kraju nad Wisłą, czego jednym z wielu dowodów jest własnie tablica z odciskiem dłoni wmurowana na gorzowskim Zawarciu, przypominająca dwie wygrane w Memoriale Edwarda Jancarza. – Polski żużel jest specyficzny: reakcje kibiców, presja, telewizja i w ogóle sposób życia w tym kraju. Wszyscy są zakręceni na punkcie tej dyscypliny. Nigdy nie zapomnę pierwszego spotkania w Lublinie. To było jak finał światowy. Wypełnione trybuny, hałas. Szaleństwo! Dzisiaj Polska jest krajem, w którym żużlowcy chcą jeździć, a powodem tego są najlepsze pieniądze, zespoły i największe emocje. Wspaniale wrócić tutaj, być uhonorowanym i mieć wyryte swoje imię, mam nadzieję, że na zawsze. Być może przyjadę tu kiedyś z rodziną – stwierdził dawny rywal Jancarza i Plecha.

Utytułowany żużlowiec, oprócz wspomnień, ma nawet materialną pamiątkę z Gorzowa. – Miałem świetny rok pełny zwycięstw, po którym wciąż posiadam fotel (rzeźbiony fotel za wygraną w I Memoriale Edwarda Jancarza w 1992 roku – dop. red.). Nie pamiętam jednak poszczególnych biegów, kogo pokonałem, a kogo nie. Pamiętam też, że miałem sporo meczów w Gorzowie z moją drużyną – powiedział.

Z Eddy’m” Nielsen spotykał się wielokrotnie na żużlowych torach. Jednym z najwspanialszych przykładów jest rok 1979. – Z Ole Olsenem jechaliśmy przeciwko Edwardowi i Zenonowi Plechowi i musieliśmy pokonać polski zespół, by wygrać Mistrzostwa Świata Par. Pamiętam, że Jancarz prawie wyprzedził mnie na linii mety. Kocham te dyskusje, czy mu się to udało czy nie. Ostatecznie to ja wygrałem i Dania miała złoty medal – mówił z uśmiechem.

Nie brakuje oczywiście zabawnych historii, związanych choćby z odżywianiem, co w przypadku żużlowców bywa przecież kłopotliwe. – Nie było czasu na zwiedzanie, a przynajmniej niewiele. Kiedy jeździmy, to jesteśmy bardzo zajęci. Po meczu szybko do restauracji… Byliśmy bardzo zadowoleni, że w Polsce zaczęły się pojawiać takie rzeczy jak Pizza Hut i tym podobne, czyli jedzenie, które znamy. Nie mam nic do polskiej kuchni, ale kiedy kończy się spotkanie, to chce się coś na szybko. W ostatnich latach, jak jeździłem dla Polonii Piła, to często wracałem do Danii i lubiliśmy zatrzymywać się po drodze, m. in. w Pizza Hut w Gorzowie – radośnie wspominał były jeździec.

Choć karierę zawodnika zakończył 18 lat temu, to żużel nadal zajmuje mu ogromną część życia. Opiekuje się bowiem duńskimi reprezentacjami. W ostatnich tygodniach sporo jazdy mieli młodsi, którzy odjeżdżali testmecze ze swoimi rówieśnikami z innych krajów. Zdaniem wielokrotnego mistrza w przyszłości Dania będzie dumna. – W tym momencie mamy 20-21 utalentowanych żużlowców w kraju. To świetne być częścią tego. Jestem pewien, że w tym roku w U-21 mamy spore szanse. Ludzie z tamtego roku byli bardzo młodzi. Stworzyła się drobna dziura pomiędzy rocznikami. Obecnie mamy chłopaków 18- i 19-letnich, więc jest kim jechać w kolejnych kilku latach w mistrzostwach świata juniorów – przyznał selekcjoner.

Poza speedwayem jest jeszcze jednak wiele innych zajęć. Drugą miłością Hansa Nielsena stał się golf. – Moja praca trenera jest na pełen etat, ale w Danii mamy biznes odzieżowy. Moja żona się tym zajmuje. Mamy też sporo domów, które wynajmujemy i kilka pól golfowych. Jest co robić. Moje dzieci grają w golfa i czasem pójdę się nimi zająć, choć już w sumie nie są dziećmi, a dorosłymi. Moja córka jest profesjonalną golfistką, a syn trenuje, by być nim w przyszłości – zakończył Hans Nielsen.

Udostępnij