www.stalgorzow.pl: Za nami trzy spotkania PGE Ekstraligi, w której Cash Broker Stal Gorzów zdobyła komplet punktów. Przed sezonem brałby pan taki wynik w ciemno?

Stanisław Chomski: – W naszym gronie mówiłem, że jak z dwóch pierwszych meczów, w Toruniu i Grudziądzu, udałoby się przywieźć dwa punkty, to osobiście byłbym zadowolony. Plan był jednak taki, że jedziemy nastawieni na wygraną. Na tym polega przecież duch sportu. Nie odbyło się jedynie spotkanie w Grudziądzu, mamy trzy zwycięstwa na koncie, w tym dwa na wyjeździe, więc tym bardziej jestem usatysfakcjonowany, bo okoliczności, które nam towarzyszyły, zwłaszcza we Wrocławiu, przerosły najśmielsze oczekiwania największych optymistów.

 

Cieszyć chyba mogą szczególnie wygrane na trudnych terenach w Toruniu i we Wrocławiu?

– Pozytywne wyniki na pewno budują atmosferę. W Toruniu i we Wrocławiu spotkania toczyły się w bardzo napiętej atmosferze. W pierwszym pojedynku wynikało to z tego, jakie powitanie zgotowali nam kibice gospodarzy. We Wrocławiu przywitanie było zaś bardzo przyjazne, otwarte. Każdy oczekiwał fajnego widowiska. Przebieg zawodów sprawił, że mocno drżeliśmy o wynik i nikt nie wybiegał myślami do przodu, by zatrzymać rozpędzonych Spartan i próbować coś odrobić. Ostateczny rezultat był zgoła zaskakujący dla wszystkich stron. Mówią, że wiara czyni cuda. Nie zwątpili zawodnicy, sztab, wykorzystaliśmy pogubienie się wrocławian i przywieźliśmy do Gorzowa punkty, mimo straty Krzysztofa Kasprzaka.

 

Był pan zawieszony przed dwa tygodnie i nie mógł być obecny w parku maszyn. Na poczynania zespołu spoglądał więc pan z góry. Coś zmieniło się w spojrzeniu na drużynę? Udało się dostrzec coś, czego wcześniej pan nie widział?

– Większe pole widzenia było dzięki uprzejmości pani prezes Krystyny, kierownika zawodów i generalnie ludzi przyjaźnie do nas nastawionych. Miałem bardzo dobre miejsce, umiejscowione blisko boksów naszych zawodników. Był wizualny i nawet werbalny kontakt i jeżeli ktoś tego potrzebował, to wymienialiśmy poglądy. Z góry lepiej widać sposób przygotowywania toru podczas przerw i można było, poprzez pozostałych członków sztabu szkoleniowego, przekazać zawodnikom pewne informacje. Na ile one pomogły? Nie chcę tego oceniać. Każdy miał swoją rolę.

 

Decyzją Komisji Orzekającej Ligi oprócz zawieszenia zobowiązany został pan do zapłacenia kary w wysokości trzech tysięcy złotych. Gorzowscy kibice podczas starcia z ROW-em przeprowadzili zbiórkę pieniędzy, by w ten sposób okazać swoje wsparcie. Jak pan to odebrał?

– To taki gest, który utwierdza nas w tym, że kibice są na dobre i złe z drużyną i osobą, którą ją prowadzi. Na pewno te środki, które zostały zgromadzone, nie zostaną w pełni wykorzystane na tę karę. Ja też dokładam się do niej. Jestem mile zaskoczony, że podjęto taką akcję.

 

Na najbliższy mecz z Fogo Unią Leszno wraca pan do pełnienia roli trenera. Jaki wpływ miała ta kara na funkcjonowanie drużyny?

– Zmienia się to, że jestem od początku do końca z zespołem. W czasie kary, od momentu wyjścia zawodników na obchód toru, traciłem z nimi kontakt. Stosowaliśmy wideorozmowy, ale to nie jest dobry sposób. Do czasu wyjścia na tor wszystko było jednak prowadzone tak samo, łącznie z odprawami. Potem był już kontakt poprzez pozostałych członków sztabu. Nie była to dla mnie komfortowa sytuacja, ale to było, minęło i skoncentrujmy się na tym, żeby jak najlepiej to funkcjonowało w następnych meczach.

Udostępnij