Mowa oczywiście o Miłoszu Bekiszu, który w gorzowskiej drużynie pełni rolę „człowieka orkiestry” i niestraszna mu gra na dowolnej pozycji, oraz o Adrianie Chełmińskim, który w minionym spotkaniu popisał się celnością rzutu i śmiałą grą w ataku, zdobywając 9 bramek w meczu z trudnym rywalem z Kościerzyny. Obaj zawodnicy to właściwie wychowankowie gdańskiej szkoły, którzy – by dostać się do niej – musieli spełnić szereg wymagań i pokonać każdy ponad 70 rywali. – Testy do szkoły trwają 4 dni, od czwartku do niedzieli. W czwartkowy wieczór są badania lekarskie, natomiast od piątku rano są testy na stadionie lekkoatletycznym, rano szybkościowe, po południu test wydolnościowy Coopera – wspomina Miłosz Bekisz. – Sobota to dzień dwóch treningów. Podczas nich trenerzy przyglądają się, jak zawodnicy realizują określone zadania, poruszają się na boisku, jak są wyszkoleni technicznie, czy też jak grają w obronie. Dopiero w niedzielę do południa są gierki wewnętrzne, na których można się najbardziej wykazać. W moim roczniku z 70 uczestników wybrano 14 – wyjaśnia. – Bardzo dobrze pamiętam, jak przyjechałem do szkoły na testy, że ludzie dzielili się na grupki – znajomi przybywali tylko ze sobą i nie mieli najmniejszej ochoty rozmawiać z kimś innym. Stopniowo jednak, test za testem i trening za treningiem atmosfera stawała się lepsza i coraz lepiej się dogadywaliśmy – podkreśla zaś Adrian Chełmiński. Co najbardziej zapadło mu w pamięć z tamtego, stresującego i ważnego, momentu? – Najbardziej pamiętam wieczorną wizytę u lekarza (śmiech). Była tam ogromna kolejka i wtedy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a nie – jak wcześniej – każdy w kręgu swoich znajomych. Kandydatów do szkoły było, o ile się nie mylę, 75, a wybrano nas 15 – mówi.

 

Taki ogrom kandydatów na tak mało miejsc? To musiało być wyzwanie! Czy się opłaciło? Czy gra w SMS-ie była dla naszych zawodników pewnego rodzaju spełnieniem marzeń? – Gra w SMS-ie może być postrzegana jako spełnienie marzeń, dla mnie osobiście cała klasa 3 gimnazjum była przygotowywaniem się do testów. Liczne wyrzeczenia, dodatkowa praca fizyczna, ale i nauka, żeby przekonać rodziców o tym, żeby puścili piętnastolatka 400 km od domu. Zawsze marzyłem o tym, żeby grać zawodowo. Teraz jestem przeszczęśliwy, że spełniam swoje marzenia i mam możliwość dalszego rozwoju. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego życia – podkreśla Miłosz Bekisz. Odmiennego zdania jest zaś Adrian, który uważa, że przyjęcie do szkoły było ważnym wydarzeniem w jego życiu, ale nie ma mowy o spełnieniu jakichś marzeń. – Jasne, że gdybym nie dostał się wtedy do szkoły, to byłoby trudno przejść tak swoją drogę, by znaleźć się w miejscu, w którym jestem teraz, jednak samo dostanie się do SMS-u to moim zdaniem nie może być wydarzenie w kategorii „Spełnienie marzenia”. SMS właśnie dopiero otwiera nam drogę do spełniania sportowych marzeń i celów – oponuje Chełmiński.

 

Szkoła Mistrzostwa Sportowego to z jednej strony nacisk na sport i na doskonalenie umiejętności zawodników o dobrych warunkach fizycznych i zdeterminowaniu do rozwoju kariery zawodniczej, ale także – a może i przede wszystkim? – zwyczajne liceum ogólnokształcące, które kończyło się nie tylko świadectwem ukończenia szkoły, ale także maturą. Jak „Sławek” i „Miły” wspominają typowo szkolne obowiązki i jak łączyli je z treningami? – Łączenie gry z nauką nie było trudne, nauczyciele byli do nas przychylnie nastawienie, ale nie mogliśmy zapomnieć o maturze, którą trzeba zdać. Robili wszystko, żeby nam pomagać, nie sprawiali problemów z żadnymi zaliczeniami, czy poprawami. Pełnią można powiedzieć rolę „rodziców”, bo jednak byliśmy bardzo młodzi i ktoś musiał nam przekazywać wzorce oraz właściwe drogi życiowe – wspomina Bekisz. – Na lekcjach naprawdę bywało wesoło. W końcu piętnastka chłopaków, przebywająca ze sobą okrągłe 24 godziny na dobę, musiała się szybko nudzić i przez to na zajęciach było mnóstwo żartów (śmiech). To właśnie atmosferę najlepiej wspominam z całego okresu w szkole, ponieważ naprawdę się ze sobą zżyliśmy – podkreśla Chełmiński.

 

Czy będąc teraz właśnie w tym miejscu, jako zawodnicy Stali Gorzów, a mając wehikuł czasu i możliwość ponownego wyboru szkoły średniej, Miłosz i Adrian zdecydowaliby się ponownie na wybór gdańskiego SMS-u? – Oczywiście! Bez wahania ponownie wybrałbym SMS, gdyby tylko chcieli mnie drugi raz przyjąć (śmiech). Szkoła Mistrzostwa Sportowego to cudowna przygoda, ale jednak nie każdy może się tam znaleźć. Samo dostanie się do szkoły to nic takiego. Trzeba mieć ogromne samozaparcie oraz charakter, żeby tam wytrzymać. To szkoła życia, trzeba samemu wyprać, posprzątać, uczyć się i trenować, dobra organizacja to podstawa. Jeśli się naprawdę czegoś chce, to nie widzę żadnych przeszkód – ostrzega Bekisz. – Wszyscy mówią, że grając w SMS-ie szkoła schodzi na drugi plan, ale według mnie tak nie jest – podkreśla Chełmiński. – Trener zawsze powtarzał nam, że najpierw musimy skupić się na szkole i nauce, a piłka będzie dopiero na kolejnym miejscu. Musieliśmy się uczyć, jak wszyscy inni chłopcy w naszym wieku, choć nauczyciele patrzyli na nas bardziej przychylnym okiem, pozwalali zaliczać i dawali odpowiednio dużo czasu do nadrobienia materiału – wspomina.

 

Teraz naszym zawodnikom przyjdzie się zmierzyć z kolejnym rocznikiem utalentowanych, młodych chłopaków, którzy właśnie rozpoczynają swoją karierę i z pewnością będą chcieli pokazać się w Gorzowie z jak najlepszej strony. W końcu SMS to najpoważniejsza i najtrudniejsza przygoda ich dotychczasowego życia.

Udostępnij