Obecnie żużlowcy mają cały plan przygotowań. Jedni trenują indywidualnie, a niektórzy wraz z klubowymi kolegami. Ta druga sytuacja dotyczy przede wszystkim juniorów. Zajęcia rozciągnięte są na cały tydzień, a to wszystko jest wynikiem profesjonalizacji speedway’a. Kilkadziesiąt lat temu wyglądało to zgoła inaczej.

Zimą mieliśmy zajęcia na sali dwa razy w tygodniu. Było bardziej amatorsko – przypomina Roman Jóźwiak, reprezentant gorzowskiej drużyny w latach 1970-1974. – W 10-tce na Zawarciu. Później w Budowlance – dodaje Ryszard Raczyński, jeżdżący w żółto-niebieskich barwach zaledwie przez jeden sezon, 1970. – Najpierw jednak chodziłem na ćwiczenia do pomaturalnej czy nauczycielskiej szkoły – kończy Jóźwiak. – To z bokserami – dopowiadają koledzy.

Budowanie formy w tamtych czasach przypomina nieco obecne działania miniżużlowego JUST FUN GUKS Speedway Wawrów. Najmłodsi także spotykają się dwa razy w tygodniu. Niektórzy z nich mają też jednak indywidualne zajęcia. – Tego nie było – zdradza Jóźwiak. – Czekało się od treningu do treningu. Latem ogólnorozwojówki to już w ogóle nie było – dopowiada Ryszard Raczyński.

Spore zmiany w funkcjonowaniu zimowych przygotowań nastąpiły po przyjściu do klubu nieżyjącego już Ryszarda Nieścieruka. Doktor Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu, a później też ważna osoba w historii innego żużlowego klubu, Sparty Wrocław, otworzył dla żużlowców drzwi gorzowskiego AWF-u. Wtedy też do programu zajęć doszło pływanie na basenie. Zdecydowanie więcej działo się podczas obozów przygotowawczych, o których opowiemy za tydzień w kolejnym odcinku Wyjątkowych momentów w historii Stali”.

Udostępnij