Gorzowianie pojechali do Wągrowca ze swoimi problemami. Nieobecny był Cezary Marciniak, na boisko nie wszedł także Dariusz Śramkiewicz i Aleksander Kryszeń – oboje leczący kontuzje. Takie turnieje na początku sezonu za główny cel mają zgranie i ćwiczenie tego, co w lidze ma dawać zwycięstwa, ale sportowa ambicja nie pozwalała Stalowcom na odpuszczenie. – Gramy po to, aby wygrać. I dobrze, że tak się stało. Natomiast w pierwszym meczu graliśmy źle. Później poukładaliśmy, zmieniliśmy obronę. W drugim meczu nie mogliśmy odskoczyć. Żeby zagrać taką obroną, jak zakładałem na początku, nie odważyłem się. Natomiast cieszy mnie to, że graliśmy całością, czyli wszystkimi zawodnikami i wszyscy pograli w mniejszym bądź większym wymiarze czasu, nawet ci nasi najmłodsi zaznaczyli swoje wejścia do grania. Pierwsze minuty zbierają z pierwszym zespołem – powiedział Dariusz Molski. Mowa oczywiście o Patryku Jaśko oraz Bartoszu Trzcińskim, którzy mieli okazję wejść na boisko przy rzutach karnych – Patryk, by bronić gorzowskiej bramki, Bartek by zdobyć bramkę wągrowiecką.

 

Podczas turnieju pierwszy powrót do domu zaliczył nowy gorzowski zawodnik, Dawid Pietrzkiewicz, którego publika powitała kilkoma zgryźliwymi okrzykami. To jednak było raczej znamieniem sympatii, niż złego życzenia dla kołowego Stali. – Zawsze jest miło wrócić do rodzinnego miasta. A samo granie myślę, że na plus. Wygraliśmy dwa mecze, zdobyliśmy puchar, nasz zawodnik został MVP, także tylko się cieszyć – wyjaśnił sam zainteresowany.

 

MVP turnieju został zawodnik Stali, Oskar Serpina, jednak do tego, że zdobywa wiele bramek, kapitan żółto-niebieskich zdążył już wszystkich przyzwyczaić. Jak prezentowała się reszta? – Jak mówiłem, w pierwszym meczu dobrze wyglądaliśmy tylko przy obronie 3-2-1. Tam ci nowi zawodnicy, czyli Krystian, Tomek i Pietrzyk oczywiście, fajnie grali i to zaczęło dobrze funkcjonować. Natomiast w obronie 6-0 to się nie udawało. Dlatego Ostrów trzymał się nas dosyć długo. Później to zaskoczył, dogadali się chłopaki między sobą, troszeczkę im pomogłem i było dobrze. W drugim meczu od początku to wyglądało całkiem inaczej. Nie ujmując nic zespołowi z Wągrowca, my oddaliśmy dużo nieskutecznych rzutów i zamiast odskakiwać, dawaliśmy tlen Nielbie i dlatego ten mecz był do końca wyrównany. Ale to dobrze. Dobrze dla publiczności, dobrze dla nas, że mogliśmy dokonywać zmian, a ludzie, którzy wchodzili, grali cały czas na jakimś ciśnieniu – wyjaśnił trener Molski.

 

Sporo czasu na boisku dostawali przede wszystkim nowi zawodnicy, ale także ci, którzy w zeszłym sezonie potrzebowali go więcej, by wskoczyć na swoje najwyższe obroty, jak na przykład Adrian Turkowski czy bracia Smolarkowie. Skąd wynikał podział czasu w grze? – Staram się, żeby wszyscy grali równo w tym momencie, bo wydaje mi się, że ten zespół może być równy. Oni muszą wspólnie grać, żeby się zgrać. Tak samo Paweł, tak samo Pieczara, tak samo Tomek. Akurat do Tomka mam najmniej obaw i do Pieczary też, ale on musi zderzyć się z zadaniami obronnymi, tym bardziej, że dostanie świeżych zawodników tez obcych, takich jak Paweł, takich jak Krystian i musi ich poustawiać. To zaczyna dobrze wyglądać. Cieszę się, że pomalutku zaczynają się w jakiś sposób rozumieć, uzupełniać, pomagać sobie. To jest fajne – ocenił Dariusz Molski. – Tak, jak mówisz, to jest kwestia zgrania, timingu i tego typu rzeczy, to przyjdzie na pewno z czasem. Im więcej będziemy ze sobą grali, tym łatwiej będzie się rozumieć i z czasem wejdzie w to automatyzm – dopowiedział Dawid Pietrzkiewicz. – Zespół przyjął mnie świetnie, jestem zadowolony, że tu jestem, jest przyjazna atmosfera, aby to trwało jak najdłużej – powiedział „Pietrzyk”.

 

 

Czego w tym momencie najbardziej brakuje Stali Gorzów? – Czy ja wiem, czy czegoś brakuje? Chyba nie można tego tak określić. Idziemy swoim torem, ten okres przygotowawczy jest inny i dla mnie to też jest niewiadoma. To dla mnie też eksperyment. Ale nie wzięty z powietrza, tylko wymuszony czy określony tymi warunkami, które nas spotykają. Przede wszystkim taką liczbą nowych zawodników, prócz tego, 4 z Misia dochodzi, która musi w ten zespół zostać wkomponowana. Pomalutku do celu – zakończył szkoleniowiec gorzowskiego zespołu.

 

Udostępnij