8 bramek w meczu, podczas gdy zespół rzuca tyle w pierwszej połowie, to dobry rezultat Adriana Turkowskiego, który został doceniony przez trenera Molskiego i otrzymał tytuł najlepszego gracza gospodarzy. Niestety, jego koledzy nie do końca pomogli mu w tym spotkaniu i taka nagroda przy przegranej drużyny nie mogła smakować dobrze. – Oczywiście, że nagroda indywidualna nie cieszy. Przegraliśmy. Myślę, że zaważyła w naszym wykonaniu pierwsza połowa. Druga była lepsza, próbowaliśmy to dogonić, dochodziliśmy na 2-3 trafienia, ale przeciwnicy cały czas nam uciekali i dowieźli to. Niestety. Na święta jedziemy bez 3 punktów – skomentował prawy rozgrywający gorzowskiej ekipy.

 

O równie dobrej postawie możemy mówić przy nazwisku gorzowskiego bramkarza, który grał nie tylko na dużej skuteczności, ale z ogromnym poświęceniem, nakręcany jeszcze przez skandujących jego nazwisko gorzowskich kibiców. Czy w jego ocenie to było koncertowe granie Cezarego Marciniaka? – Nie, nigdy nie można mówić tak indywidualnie, nie lubię tego. Zagraliśmy, jak zagraliśmy. To była kiepska połowa w naszym wykonaniu, bo przespaliśmy ją. 6 bramek w plecy? Myślę, że jakby było -2 to jeszcze byśmy wyciągnęli ten mecz. Druga połowa była zupełnie inna, wyszliśmy z szatni bardziej zmotywowani, odrobiliśmy parę bramek, ale jak się okazało, to za mało. Ja po prostu wykonuję swoją pracę, a jeśli to się kibicom podoba i to doceniają, to ja też żyję każdą odbitą piłką. Robię swoje i tyle, staram się zagrać jak najlepiej. W drugiej połowie widać było, że cała drużyna zaczęła grać inną piłkę, Nie mówmy personalnie, bo to jest praca całego zespołu. W drugiej połowie obrona się bujnęła i to było widać, dochodziliśmy na 2 bramki, na 4 odskakiwali, znowu taka sytuacja i po prostu nie mogliśmy ich przełamać. Było widać, że gramy lepiej, ale niewystarczająco – wyjaśnił Marciniak.

 

Gorzowianie nie są zadowoleni z tego spotkania, bo doskonale wiedzą, że to niemoc w ataku, którą było rzucanie bramkarzowi gości, Sebastianowi Sokołowskiemu, piłek w pierwsze tempo, była przyczyną dość znaczącej, czterobramkowej porażki na własnym parkiecie. To najwyższa przegrana Stali na swojej hali od momentu wznowienia działalności sekcji. – Na ten mecz mieliśmy inne założenia, a my rzucaliśmy w pierwsze tempo, a to skutkowało tym, że nas łapał jak chciał. I z tego jest wynik, że rzuciliśmy 8 bramek, a z tego 3 z karnych w pierwszej połowie. Nie mogliśmy się przebić przez bramkarza. Szło mijać przeciwników, ale bramkarz zamurował bramkę. Pierwsza połowa zdecydowała o wyniku – wyjaśnił Turkowski.

 

Stal ma w tym roku problemy, by zagrać tak przez cały mecz, żeby dokładać punkty do ligowej tabeli. Co się dzieje w ekipie Dariusza Molskiego? – Gramy w kratkę. Nie da się tego ukryć na tych relacjach, jak jesteśmy na wyjazdach czy też jak gramy u siebie. Nie możemy się nakręcić od początku. Albo super wychodzimy mecz i robimy ogromną przewagę w pierwszej połowie, żeby w drugiej ją roztrwonić, albo na odwrót, zostajemy w szatni i całą drugą połowę gonimy. A jak to się kończy, to już widać… – opowiedział Cezary Marciniak.

Bramkarz gorzowskiej ekipy w tym spotkaniu ucierpiał, zderzając się z bramką, gdy próbował zdążyć z obroną przeciwko rzucającemu na pustą bramkę przeciwnikowi. Obrony nie było, a kolano – wcześniej już nadwyrężone – przybrało kilka odcieni fioletu. Czy wszystko z nim w porządku? – W kolanie to się dzieje już wszystko. Zderzyłem się troszeczkę z ciężarówką w końcówce, ale zginam nogę więc jest git – zakończył najczęściej wywoływany na trybunach zawodnik Stali Gorzów.

Udostępnij