www.stalgorzow.pl: Trenerze, po sezonie nadchodzi czas na podsumowania. Jak Pan ocenia ten miniony sezon?

Stanisław Chomski: – Z perspektywy wyników, jakie osiągnęliśmy jako drużyna oraz poszczególni zawodnicy Stali Gorzów, którzy brali udział w rozgrywkach międzynarodowych – od Grand Prix, przez inne kategorie rozgrywkowe w skali europejskiej czy światowej – mówię tutaj zwłaszcza o młodzieżowych zawodach w kraju i za granicą, można powiedzieć, że sezon był udany. Tak ogólnie można go określić mianem „srebrny sezon”, gdzie, jeśli chodzi o drużynę, niespodziewanie, bo nie byliśmy uważani za jednych z kandydatów do medali, a mimo to stoczyliśmy wyrównany bój o złoty medal, co uważam za nasze dość spore osiągnięcie, choć startując w finale jednak zawsze złoto jest złotem. Jednak leszczynianie okazali się w dwumeczu lepszym zespołem i obronili tytuł, a my sięgnęliśmy po srebro. W innych konkurencjach też byliśmy dekorowani srebrnymi medalami, poprzez Drużynowe Mistrzostwa Polski Juniorów, Mistrzostwa Polski Par Juniorów, a kończąc na srebrnych medalach mistrzostw świata, czyli Bartku Zmarzliku i w klasie 250cc Mateuszu Bartkowiaku, który był debiutantem w tej imprezie.

 

Co było Pana największym sukcesem, jako trenera Stali Gorzów?

– Myślę, że to, że jako zespół stworzyliśmy drużynę, która rozumiała się na wielu płaszczyznach. Także w sytuacjach kryzysowych, gdzie dopadła nas plaga kontuzji, bo bodajże 7 kontuzji i to praktycznie wśród kluczowych zawodników, bo począwszy od Martina, skończywszy na młodzieżowcach, poprzez Szymona Woźniaka – mimo to potrafiliśmy jako zespół dążyć do celu, jakim było osiągnięcie fazy play-off. A gdy już to nastąpiło, na tyle się zmobilizować i uzupełniać na różnych płaszczyznach, że osiągnęliśmy finał i wywalczyliśmy – trzeba to tak nazwać – srebrny medal.

 

Czy było coś, co można określić mianem porażki w tym sezonie? Bo mnie wydaje się, że ten sezon był naprawdę bardzo dobry!

– Ogólnie mówiąc to tak, ten sezon był dobry w naszym wykonaniu. Czy była porażka? Jedna? Sięgając głęboko pamięcią w tył, trudno jest jednoznacznie stwierdzić, ale myślę, że poszczególne mecze, których nie udało nam się rozstrzygnąć na naszą korzyść mogły być porażką. To, że nie potrafiliśmy znowu wygrać w Grudziądzu, gdzie inne zespoły znalazły już na to receptę – można powiedzieć, że to jest taka porażka. Wysoka przegrana we Wrocławiu… Są to takie języczki uwagi, które w tamtym momencie były o tyle groźne, że mogły nas zdekoncentrować. Także mecz wysoko przegrany w Toruniu, jednak to była porażka, która dała nam pogląd na to, w których kierunkach na tego typu torach musimy iść jako drużyna, jako indywidualne posunięcia, w które muszą iść zawodnicy, by więcej takich wpadek nie zaliczyć.

 

A jakie elementy Pana pracy dawały Panu najwięcej radości i satysfakcji w tym sezonie?

– Choćby takie, że nie musiałem na siłę zwoływać treningów czy jakichś spotkań, bo kilka było takich wyjazdowych. Świadomość celu, do którego dążymy i zadań, które chcemy wykonać, a także rozwiązań, które proponowałem, nie były przez zawodników negowane, tylko były przyjmowane. Także to, że jako trener czy zespół szkoleniowy, taki komfort dialogu, szczerego (!) po różnych sytuacjach, które nie zawsze były przyjemne dla zawodników czy dla mnie jako trenera, gdzie borykaliśmy się  z kontuzjami czy problemem rozwiązań – takich czy innych zestawień. Była pełna zgoda, zapadały decyzje, które były konsultowane, tłumaczone zawodnikom, a oni to rozumieli i próbowali przełożyć to na torze w realizację.

 

Jeszcze przed zakończeniem rozgrywek Pan oraz zarząd zdecydowaliście się na przedłużenie współpracy. Czy taka pewność stanowiska daje większą swobodę w pracy?

– Można wtedy swobodniej pomyśleć o tym, że kończy się sezon, ale mogę już być  myślami w kolejnym i mieć wpływ na budowę zespołu. Czasem jednak zaskakuje się mimo wszystko sytuacjami zwrotnymi, jak choćby odejściem Martina, które zmusiło też do tego, by inaczej spojrzeć na budowę zespołu. A mając wspólne zdanie z zarządem czy prezesem, to budowało autorytet trenera w oczach zawodników.

 

Czy jest coś, co w kolejnych sezonach chciałby Pan zmienić lub poprawić w pracy trenera Stali Gorzów?

– Zawsze coś jest do zmiany, bo nie można iść utartym szlakiem przez cały czas, choć w tym sporcie, który jeśli chodzi o formę rozgrywek, o sam przebieg zawodów lub treningów, trudno jest wymyślić coś nowego. Mimo wszystko trzeba cały czas wprowadzać inne elementy, funkcjonujące wśród innych dyscyplin sportu na ten grunt, zwłaszcza mam na myśli okres przygotowawczy. Warto też pochylić się i rozumieć szeroko pojętą indywidualizację, którą zawodnicy powinni się cechować. Wszystkich w jednym module nie można prowadzić czy szkolić, to są indywidualne charaktery i różne osobowości, czerpiące różne wzorce i to trzeba w odpowiednim momencie zrozumieć, gdzie w tych tematach ważna jest też sprawa sfery mentalnej, na którą chcemy też tutaj duży nacisk położyć.

 

Do Stali dołączyli Peter Kildemand, Anders Thomsen i na rezerwę Adam Eliss. Jak ocenia Pan ten okres transferowy?

– Transfery od dawna były planowane, natomiast różne były ich konfiguracje. Po odejściu Martina okazało się, że skład trzeba wzmocnić nie jednym, ale dwoma transferami. Uważaliśmy, że zarówno Kildemand, jak i tym bardziej Thomsen, sprawdzą się w Gorzowie. Anders jest zawodnikiem nowego pokolenia, z którym także manager reprezentacji Danii, Hans Nielsen, wiąże duże nadzieje, a który pokazał na zapleczu PGE Ekstraligi, że bardzo dobrze czuje się zwłaszcza na wyjazdach, a to działa na jego korzyść, bowiem Ekstraliga to dla niego będą nowe tory, a to oznacza, że zawodnik ma duży potencjał. Kildemand to zawodnik, w którym drzemią olbrzymie umiejętności, choć w ostatnich dwóch latach może nie pokazał pełni swoich możliwości. Być może jest to wynik braku pewności siebie związanym z nowymi środowiskami. W Gorzowie chcemy stworzyć taką atmosferę w zespole, jak do tej pory. Mam nadzieję, że nowi zawodnicy będą się czuli potrzebną częścią naszej drużyny o określonych zadaniach, które mają wypełniać. To od nich zależy przy naszej współpracy, jak oni to wykorzystają. Liczymy na dobrą współpracę i dojrzewanie zawodników do wniosków i konsekwencji, jak w przypadku Kildemanda po dwóch nieudanych sezonach. Poszczególne spotkania czy wyścigi pokazały, że jest zawodnikiem, który potrafi walczyć, tak samo jak Thomsen. To są żużlowcy, którzy przy niedoskonałych startach, nadrabiają walecznością na trasie. Zobaczymy, co wniosą do zespołu – miejmy nadzieję, że jazdę nie tylko efektowną, ale także efektywną ku zadowoleniu naszych kibiców.

 

Nie od dziś wiadomo, że Zmarzlik, Kasprzak, Kildemand i Thomsen to właśnie zawodnicy, którzy więcej zyskują podczas walki na trasie. Czy to w nadchodzącym sezonie będzie gwarantem emocji w meczach?

– Wszyscy nasi zawodnicy potrafią walczyć, niektórych po prostu bardziej się zapamiętuje. Niemniej bez wygranego startu jest trudno o punkty, ale wierzę, że ci zawodnicy potrafią na dystansie je zdobywać, wykorzystując atut przygotowania toru, który będzie pozwalał na ściganie się na całej długości i szerokości toru. Myślę, że to będzie dodawało kolorytu i będzie wielkim atutem gorzowskiej Stali.

 

Jakie cele stawiacie sobie na ten sezon?

– Celem jest stworzenie zespołu zgranego, walczącego skutecznie o punkty, nie tylko na własnym torze, a w rezultacie ma to nas doprowadzić do walki o play-offy.

 

Czy chciałby Pan coś dodać?

– Chciałbym bardzo podziękować kibicom za doping, za to, że byli z nami na każdym meczu. To się czuło! Wierzę, że to przełoży się także na następny sezon, bo to nie jest dla nas obojętne, ilu kibiców zasiada na trybunach i jak dopingują. To jest dla nas bardzo ważny element, który mi osobiście pomaga w prowadzeniu, motywowaniu zespołu.

Udostępnij